Pieśń chłopska.
Nad chłopem długo świstał kończug, a szlachcic śmiał się, zdrów i syt, aż przepił Polskę i przetańczył, w dziedzictwie zostawiając wstyd.
Gdy naród ginął w krwawych bojach, chcąc kupić wolność ceną krwi — panowie stali w przedpokojach, drżąc na zmarszczenie carskiej brwi.
O Polskę z wrogiem grając w kości, jak psy leżeli u złych nóg — a kiedy przyszedł dzień wolności, krzyknęli znów: Ojczyzna! Bóg!
Mówili sobie: tłum niech walczy, w okopie niech gnije chłop, a dla nas — bal, wiedeński walczyk, bo nam ojczyzną — cały glob!
Lecz dziś strach czoła im przeorał i krople potu cieką z lic, gdyż woła lud: dość! na nas pora, a wy już nie znaczycie nic!
W świt gromadą wsiową walim, a z nami gniewu twardy bicz — brud, pychę, zbrodnię wnet przepali nasz jasny ogień — wieczny Znicz!