Maria Konopnicka - Popiół z Lachów


Przez pyły skroś rozsute, Przez dawnych wieków pleśni, Tu nutę i tam nutę Do mojej zbieram pieśni.

Tu echem i tam echem Prastara wieść mnie mami, I raz jej wtórzę śmiechem, To znów jej wtórzę łzami...

I słucham zadumana Piastunki starej ludów... A pieśń się wije, tkana Wpół z prawdy a wpół z cudów.


A jak śpiewać, to już śpiewać, Jak ptaszkowie leśni, Ani wiedząc, ani dbając, Czy kto słucha pieśni. Nigdy ona nie stracona... Pochwycą ją drzewa, W wiosny szumie, jako umie, Bór ci ją odśpiewa.

A gdy śpiewać, to już śpiewać Od serca, od ucha! Piosnka wrąca, krew gorącą Żywym zdrojem bucha. Pieśń — nie woda, mocy doda, Jak Piastowe miody... Tyle życia, co serc bicia, Co w pieśni pogody!

A gdy śpiewać, to już śpiewać Jako duszy wola, Na te łany, na ugory, Na te puste pola... Toć jak chleba im potrzeba Plennej pieśni siewu... I o wiośnie nic nie wzrośnie Bez pługa i śpiewu!

A jak śpiewać, to już śpiewać Po tej rannej rosie... Leć świtaniem, z zorzy graniem, Pieśni żywy głosie! Z białą rosą echa niosą Szeroko, daleko... Niech cię słyszą ranną ciszą Za górą, za rzeką!

A gdy śpiewać, to już śpiewać, Choć się rozstąp, ziemio! Chociaż burze pieśń zagłuszą, Choć gromy oniemią, Przejdzie burza za podgórza, Ugasną pioruny; Ścichnie klęska, a pieśń męska Znów uderzy w struny.

A jak śpiewać, to już śpiewać Pod wielkim błękitem Kupą, chórem, z wichrów wtórem I z czołem odkrytem... Na ogromnym, żniwnym łanie W żywe wniebogłosy, Kiedy żeńce chwycą w ręce I sierpy, i kosy.

A jak śpiewać, to już śpiewać Od nieba do ziemi, W prostej wierze, bratnio, szczerze, A między swojemi! Dan, czy nie dan poklask pieśni, A co mi to płaci? Nie ja stroję gęśle moje, Ale miłość braci!