A jak śpiewać, to już śpiewać,
Jak ptaszkowie leśni,
Ani wiedząc, ani dbając,
Czy kto słucha pieśni.
Nigdy ona nie stracona...
Pochwycą ją drzewa,
W wiosny szumie, jako umie,
Bór ci ją odśpiewa.
A gdy śpiewać, to już śpiewać
Od serca, od ucha!
Piosnka wrąca, krew gorącą
Żywym zdrojem bucha.
Pieśń — nie woda, mocy doda,
Jak Piastowe miody...
Tyle życia, co serc bicia,
Co w pieśni pogody!
A gdy śpiewać, to już śpiewać
Jako duszy wola,
Na te łany, na ugory,
Na te puste pola...
Toć jak chleba im potrzeba
Plennej pieśni siewu...
I o wiośnie nic nie wzrośnie
Bez pługa i śpiewu!
A jak śpiewać, to już śpiewać
Po tej rannej rosie...
Leć świtaniem, z zorzy graniem,
Pieśni żywy głosie!
Z białą rosą echa niosą
Szeroko, daleko...
Niech cię słyszą ranną ciszą
Za górą, za rzeką!
A gdy śpiewać, to już śpiewać,
Choć się rozstąp, ziemio!
Chociaż burze pieśń zagłuszą,
Choć gromy oniemią,
Przejdzie burza za podgórza,
Ugasną pioruny;
Ścichnie klęska, a pieśń męska
Znów uderzy w struny.
A jak śpiewać, to już śpiewać
Pod wielkim błękitem
Kupą, chórem, z wichrów wtórem
I z czołem odkrytem...
Na ogromnym, żniwnym łanie
W żywe wniebogłosy,
Kiedy żeńce chwycą w ręce
I sierpy, i kosy.
A jak śpiewać, to już śpiewać
Od nieba do ziemi,
W prostej wierze, bratnio, szczerze,
A między swojemi!
Dan, czy nie dan poklask pieśni,
A co mi to płaci?
Nie ja stroję gęśle moje,
Ale miłość braci!