Kulig.
Śniegu, śniegu — wszędzie śniegu! Nasypało — nawaliło — rowy, pola — wicher hula... Od Sobótki dzwonią sanie — — Hejże, jadą — dawać konie! — wykrzykują Pisarczanie. Dzwonią sanki — grzmią śpiewanki — Sobótczanie — Pisarczanie — jadą gwarnie — mróz ich ciśnie — haj, do Dąbia na powiśle! W Dąbiu — w Dąbiu już czekali — wyglądali — jak zoczyli — wnet zagrali — z miejsca polki — krakowiaki — na rozgrzewką! — siaki — taki... Pod podwiecyrz, jaz do nocy — unosiły — ponosiły — całą wiarę — pod powałę — w wirowaniu — w tupotaniu — i w krzykaniach — i w śpiewaniach — hopsa — dana! hopsa dana — — Wylazł księżyc spoza górki — zaczerwieniony, zarumieniony — Z izby młodzi się sypnęli — roześmiani — rozśpiewani — Taka to jest ich uroda — boć to przecież krew nie woda! Struchlał księżyc, wyżej skoczył — i w podpłomyk się pokurczył... Lecą sanie — na złamanie — od wsi — do wsi — lecą pieśni — sieją ziarna chopskiej wiary — z których wiesną — bardzo wczesną strzeli w górę nowy świat — Nasz chłopski ład!