Szarzyński - Podania, basnie i legendy - Popiół z Lachów


Szarzyński

Szarzyński, sławny figlarz warszawski.

Kiedy w Polsce panował nieszczęśliwy Stanisław August , cały kraj ogarnął wielki szał cudzoziemczyzny. Młodsi i starsi porzucali piękny strój narodowy, przemieniając go na kusy strój francuski, ubożsi tylko i prawdziwi patryoci chodzili w sukniach polskich.

Warszawa głośna była z niesłychanych zbytków, ona pierwsza popierała zaprowadzoną modę francuzką. Pomiędzy tymi, co szydzili z zamiłowania w cudzoziemskim stroju, najgłośniejszym był szlachcic Szarzyński, który żartami każdą wyśmiewał nowość.

Z wielu tego figlarza nadzwyczajnie śmiesznych i zabawnych sztuczek przytoczymy dwie na przykład, jak żartem umiał przysłużyć się dobru ogólnemu. Nastała w Warszawie moda noszenia przy ubiorze francuzkim perspektyw i okularów, czy kto był krótkowidzącym, czy miał wzrok dobry.

Zwyczaj ten podobał się królowi Stanisławowi Augustowi. Zaprosił on jednego dnia wielu gości na przejażdżkę do Bielan. Każdy szanując zaprowadzoną modę, przywdział na oczy modne szkiełka, czy tam z niemi było wygodnie lub nie, byle tylko nie obrazić dobrego tonu.

Pojechał i Szarzyński za licznemi pojazdami do Bielan, a gdy król wraz z gośćmi zasiadł do podwieczorku, widząc Szarzyński, że mu się między oszklonymi towarzyszami znajdować nie wypada, gdyż źle przyjmą jego nieuszanowanie mody, niewiele się namyślając zdejmuje but z nogi, robi dziury w cholewie i przez takowe patrzy na króla i biesiadujących gości.

Powstał ogromny śmiech, wszyscy cisnęli się do Szarzyńskiego i za jego wprawdzie nieobyczajny figielek obdarzyli go jeszcze kilkunastoma dukatami, w czem wziął także udział sam Stanisław August.

Innym razem w późnym już wieku, dla nadwątlonego zdrowia dostał się Szarzyński w Warszawie do szpitala.

Po niejakim czasie rozbiegła się po mieście pogłoska, że Szarzyński umarł nagle w szpitalu i dla braku pieniędzy nie ma mu za co sprawić pogrzebu. Wszystkich ogarnął żal szczery za żartobliwym szlachcicem, to też tłumami cisnęli się ludzie do szpitala dla oglądania zwłok zmarłego, aby westchnąć za jego duszę, a każdy co przyszedł, przyniósł wedle możności datek na pogrzeb dla Szarzyńskiego.

Jednakże na drugi dzień w nocy zrobiła się w szpitalu ogromna wrzawa, chorzy uciekają z łóżek, stróże wystraszeni biegają po pokojach i na całe gardło wołają:

— Szarzyński ożył!

I w samej rzeczy trup Szarzyńskiego, porwawszy puszkę pełną dukatów i złotówek, biegał z nią po wszystkich kątach, brzęcząc i strasząc, niby duch zaklęty, baby i starców w szpitalu.

Wpadają stróże nocni, wojsko, zakonnicy, żegnają krzyżem, kropią święconą wodą i pytają czyli dusza jego nie potrzebuje jakiego ratunku? Lecz dziwo nie przestaje hałasować i stukać; aż dopiero nad ranem zaprzestał wrzawy Szarzyński i tak się do zgromadzonych odezwał:

— Nie umarłem ja, moi kochani, żyję jeszcze tak, jak i wy żyjecie, ale skonałem tylko tymczasowo, aby zebranemi na mój pogrzeb pieniędzmi dopomódz ubogiemu bez pomocy zakładowi. Oto puszka złotem i srebrem brzęcząca, zamiast na mój pogrzeb, niech służy jako ofiara na korzyść osieroconych tu nieszczęśliwych.

Ucieszyli się wszyscy figlem Szarzyńskiego, a szpital pamiętając o jego dobrodziejstwie, do samej śmierci starannie się nim opiekował.

Józef Chociszewski

Źródło: Pokłosie. Zbiór wesołych, ciekawych oraz niezwykłych powieści, gawęd i opowiadań. (1907)