Duch pogrzebanego - Podania, basnie i legendy - Popiół z Lachów


Duch pogrzebanego.

Szedł drogą do miasta żak ubogi i spotkał pod murami bramy ciało zmarłego człowieka, nie pogrzebione, potrącane nogą przechodniów. Niewiele miał w mieszku, ale dał z chęcią na pogrzeb, by nań nie pluto i nie rzucano kije. Pomodlił się nad świeżo wysypaną mogiłą i poszedł dalej w świat wędrować.

W dębowym lesie sen go umorzył, a gdy się zbudził, z dziwem zobaczył pełne kieszenie złota. Dziękował niewidomej dobroczynnej ręce i przyszedł nad wielką rzekę, gdzie się przeprawiać potrzeba było. Dwaj przewoźnicy, ujrzawszy pełne kieszenie złota; wzięli go w łódkę i na samym wirze, odebrawszy złoto, utopili.

Gdy bezprzytomnego unosiły wały, przypadkiem pochwycił deskę i za jej pomocą wypłynął na brzeg szczęśliwie. Nie była to deska, ale duch pogrzebanego i tymi doń przemówił słowy:

– Uczciłeś zwłoki moje pogrzebem, dziękuję ci za to! Na znak wdzięczności nauczę cię, jak przemienić się można w wronę. – Tu go nauczył zaklęcia. – Oto masz list do mego rodzonego brata, on cię nauczy przedzierzgania w zająca i sarnę.

Żak, nauczony zaklęć, z łatwością mógł się przemienić we wronę, zająca i sarnę. Wędrował długo, wędrował daleko, aż przywędrował na dwór możnego króla, gdzie został strzelcem nadwornym. Król ten miał córkę nadobną, ale ta mieszkała na wyspie niedostępnej i zewsząd oblanej morzem. Mieszkała w miedzianym zamku, a miecz miała taki, że kto nim machnął, największe wojska zwyciężał. Właśnie nieprzyjaciele naszli granicę onego króla, zapotrzebował i zapragnął zwycięskiego miecza! Lecz jakże go otrzymać, gdy nikt się dotąd jeszcze nie dostał na wyspę samotną!

Ogłosił przeto, że ktokolwiek miecz zwycięski od królewnej, przyniesie, nie tylko że jej rękę otrzyma, ale i tron po nim osiedzie.

Nikt nie był tak śmiały, aż żak wędrowny, a teraz strzelec nadworny, staje przed królem, oświadcza gotowość, prosi o pismo, by na ten znak królewna oręż wydała.

Zdziwili się wszyscy, a król powierzył mu pismo do swojej córki. Poszedł do lasu nie wiedząc wcale, że drugi strzelec nadworny za tropami jego śledzi.

Zrobił się naprzód zającem, a potem sarną i leciał prędko i żwawo, ubiegł drogi już niemało, aż nad brzegiem morza staje. Wtedy zamienił się w wronę i przeleciał wody morza, a nie spoczął aż na wyspie.

Wszedł do zamku miedzianego, pięknej królewnie oddaje pismo od ojca i prosi, by mu
miecz zwycięski dała.

Piękna królewna na strzelca patrzy. Ujął jej serce od razu. Pyta ciekawie, jakim sposobem mógł się dostać do jej zamku, co oblany zewsząd wodą, stopy ludzkiej nie dowidział.

Wtedy strzelec opowiedział, że znał tajemne zaklęcia, którymi zmienić się może w sarnę, zająca i wronę. Piękna królewna prosi więc strzelca, by się w je oczach zamienił w sarnę. A gdy się zrobił wysmukłą sarną i począł się łasić i skakać, królewna skrycie z samego grzbietu wycięła mu kosmyk sierci. Kiedy w zająca zamienił się znowu, z podniesionymi słuchami skakał, królewna skrycie z samego grzbietu wycięła mu sierci trochę. Aż gdy się zrobił i czarną wroną, zaczął podlatać w komnacie, ze skrzydeł ptaka skrycie królewna wyrwała po kilka piórek.

Wnet napisała pismo do ojca i oddała miecz zwycięski. Żak młody wroną przeleciał morze, biegł potem sarną niemało drogi, aż blisko lasu zającem skacze.

Zdradliwy strzelec już tam czatował, widział, kiedy się zmienił w zająca, i poznał teraz. Naciągnął łuku, wypuścił strzałę – zabił zająca. Wyjął mu pismo i miecz odebrał, poszedł do zamku, królowi pismo i miecz oddaje zwycięski, lecz zarazem dopełniła obietnicy danej żąda.

Król radością uniesiony wraz przyrzeka rękę córki; wsiadł na konia i z tym mieczem przeciw wrogom jedzie śmiało. Ledwie dojrzał ich sztandary, machnął silnie kilka razy a na cztery strony świata. Za każdym zamachem miecza szeregi wrogów trupem upadły, a drugie, trwogą przejęte, jak zające uciekały.

Wraca wesół ze zdobyczą i sprowadza piękną córkę, by strzelcowi, co miecz przyniósł, oddał za małżonkę.

Sprawiono ucztę. Już brzmią grajkowie, cały zamek świeci jasno. Lecz królewna zasmucona siedzi obok strzelca zbójcy, poznała zaraz, że nie ten wcale, którego widziała w zamku, ale nie śmiała ojca zapytać, gdzie tamten dorodny strzelec, płakała jeno wiele a skrycie, do tamtego serce biło.

A on żak biedny, w zajęczej skórce leżał zabity pod dębem, leżał rok cały. Aż jednej nocy czuje się zbudzon ze snu mocnego. I staje przed nim on duch znajomy, którego ciało pogrzebał. Ten mu przygody jego powiedział, wrócił do życia i mówi:

– Jutro królewnej już zaślubiny, śpiesz więc do zamku co prędzej, ona cię pozna, pozna i strzelec, co ciebie zabił zdradziecko.

Młodzieniec zerwał się żywo, idzie do zamku z bijącym sercem, wchodzi do wielkiej komnaty, gdzie liczni goście jedli i pili. Piękna królewna wnet go poznała, krzyczy z radości i mdleje, a strzelec zbójca, skoro go dojrzał, zbladł ze strachu i zzieleniał.

Wtedy młodzian opowiedział zdradę strzelca i morderstwo; aby słowom dał świadectwo, wobec wszystkich zgromadzonych zrobił się wysmukłą sarną i królewnie począł się łasić. Ta sierć mu uciętą w zamku na grzbiet sarny przyłożyła, a sierć zaraz przyrosła. Znów zamienił się w zająca i podobnie sierć ucięta, którą schowała królewna, za dotknięciem wnet przyrosła. Wszyscy patrzą podziwieni, aż się młodzian zrobił wroną. Królewna dobyła piórek, co z skrzydeł w zamku wyrwała, a piórka zaraz przyrosły.

Wonczas stary król rozkazał, aby strzelca zbójcę stracić. Wywiedziono cztery konie. A były to wszystko dzikie. Przywiązano ręce, nogi, popędzono biczem konie, a te, za jednym poskokiem, rozszarpały zdrajcę strzelca.

Młodzieniec otrzymał rękę młodej i gładkiej królewnej. Cały zamek jaśniał świetno; pili, jedli z wesołością, a królewna nie płakała, bo jak chciała, tego miała.