O żydzie Icku - Podania, basnie i legendy - Popiół z Lachów


O żydzie Icku

O żydzie Icku, co kupił wielkie lasy za psie pieniądze.

Był szlachcic-pan, ale to pan całą gębą. Dobra krew, ogromna fortuna, ogromna fantazya; słowem wszystko Bóg dał, niczego nie odmówił. Ożenił się z córką magnata, wziął dobra ogromne i wyjechał za granicę.

W dobrach tych szczególnie cenne miał lasy: były tak ogromne sosny, że gubiły niejako w niebie wierzchołki, a dęby, a buki, a wszelki rodzaj drzewa!

Wśród tych lasów była fabryka, co lasom nadawało olbrzymią wartość, w tych bowiem czasach jeszcze kamiennego węgla nie używano.

Otóż żyd Icek Papycek postanowił sobie kupić te lasy.

Kupić? Łatwo powiedzieć. Ale jak kupić? Właściciel bogaty jak Krezus, siedzi za granicą i ani myśli sprzedać.

Jak ktoś czego nie chce sprzedać, to na pozór zdaje mi się, iż tego kupić poprostu nie podobna. Wszelki rozum w obec takiego położenia przestaje działać.

Tak, wszelki, ale nie Icka Papycka.

Wyobraźcie sobie zdziwienie naszego szlachcica-magnata, gdy pewnego poranku otwierają się drzwi pysznego numeru w Grand Hotel na bulwarach w Paryżu i wchodzi kto? Icek Papycek.

Tak, tak, Icek Papycek w Paryżu, z pejsami, w chałacie i z fajką porcelanową, wyglądającą wygiętym cybuszkiem z tylnej kieszeni.

Uradowała się dusza naszego magnata. Zobaczyć w Paryżu coś tak swojskiego, jak polski żyd z pejsami, któżby się nie uśmiał i nie ucieszył. Zerwał się:

— Icek, jak się masz?

— Padam do nóg jasnego pana.

— Co ty tu robisz?

— Ja za interesami. Ot, jak zwiczajny żyd.

I rozmowa potoczyła się żwawo; Aż po niejakim czasie Icek mówi:

— Ja mam do jasny pana wielgą prośbę.

— Co takiego?

Ja mam tu dwieście tysiąców franków, co odebrałem po żonie po jej krewnych: Tyle pieniędzy! ja się boję. Tu same złodzieje i rozbójniki. Niech jasny pan mi to schowa. Ja może za pół roku, może za rok przyjadę znowu i odbiorę.

Jasny pan nie chciał, ociągał się, wreszcie ustąpił i pieniądze schował.

Icek Papycek wyjechał z Paryża i wkrótce pan o nim zapomniał.

W Paryżu, jak w Paryżu, jest dużo wrażeń, robi się wiele znajomości. Nasz magnat zapoznał się ze znakomitemi osobami; byli to hrabiowie i książęta.

Byli to ludzie bogaci, niektórzy wysoko urodzeni, świetni, wspaniali; używali życia, podróżowali, uwodzili kobiety i polowali; jeździli na wyścigi, grali. Grali nawet gracko.

Raz, nasz rodak, skuszony może widokiem złota, może chcąc szczęścia spróbować usiadł z nimi do gry. Przegrał.

Przegrał 800,000 franków i zapłacił częścią swoją gotówką, częścią pieniędzmi Icka.

Na drugi czy trzeci dzień zjawia się Icek.

— Padam do nóg jasnego pana.

— A to ty. Co powiesz ?

— Chciałem jaśnie pana prosić o swoje pieniądze. Mogę bardzo tanio las kupić. Jaki las, drugi raz się taki nie zdarzy; miliony zarobię. Magnat przechodził się szybkim krokiem po pokoju. Nagle stanął.

— Co? co?

— Eh, jaśnie panie, co za las! Ce, ce!

— Czego ty masz kupować u obcych. Kup u mnie.

— No, jeśli jaśnie pan tanio sprzeda.. .

Reszty domyślacie się czytelnicy. Przebiegły żyd znał grunt na którym budował.

Icek miał rozum, licząc na rozrzutność polskiego magnata. Kupił ogromne lasy za psie pieniądze, bo kiedy obliczył, to za dąb potężny zapłacił po 50 fen., a za okazałe sosny po 30 fen. Tak to nasi magnaci tj. wielcy panowie, potracili ogromne dobra, bogacąc niechętnych nam żydów. Potomkowie żyda Jcka posiadają dziś miliony, ale dla dobra Polaków nie dają nawet złamanego szeląga.

Ludu Polski, kiedyż zaprzestaniesz popierać twoich największych nieprzyjaciół?

Józef Chociszewski

Źródło: Pokłosie. Zbiór wesołych, ciekawych oraz niezwykłych powieści, gawęd i opowiadań. (1907)