Nie przeklinaj - Podania, basnie i legendy - Popiół z Lachów


Nie przeklinaj.

U pewnej złośliwej gospodyni służył parobek, imieniem Szymek. Poszedł on raz kosić trawę dla krowy do podoju. W trawie tej schowała się gospodyni na kwoka i siedziała na jajach. Trawa była wysoka i parobek kwoki nie widział. Gdy zawinął kosą, zabił kwokę niechcący. Baba narobiła wrzasku, zaczęła przeklinać, a w końcu rzekła: "Bodajś nie zgnił" i wypędziła go ze służby. Jakoś w kilka dni potem parobek poszedł na noclegi paść konie, zaziębił się i zmarło mu się. - Pochowali, zapomnieli, taj przepadło.

Od owego czasu upłynęło 33 lat. Ze starych niejeden umarł, młodzi się postarzeli, ot taka to dola ludzka. Cmentarz w tej wsi nie był wielki, więc gdy kto umarł, rozkopywaoo stare groby i zmarłych chowano. Grabarzem był człek stary, który od młodości swej groby kopał, wiedział dobrze. gdzie kto pochowany. Trafiło się, że trzeba było nowy grób kopać. W czasie roboty łopata mu o coś zawadziła. Zaciekawiony, zaczął kopać dalej i odgrzebał Szymka, ale tak świeżego, jakby dopiero przed kilkoma dniami umarł. Wydobył go tedy, zaniósł do trupiarni i tam nieboszczyk leżał. Ludzie się schodzili i oglądali to dziwo.

Jakoś w kilka dni później kwoka grabarzowej zrobiła sobie w nogach u Szymka gniazdo i siedziała na jajach, a nikt jej nie spędzał.

W niedzielę zeszli się parobcy do karczmy. Gadu, gadu, to o tern, to o owem, zaczęli się chwalić swą odwagą. jeden z nich mówił, żeby się nawet wilka w nocy nie bał, ale inni mu przerwali: "jeśliś taki odważny, przynieś Szymkową kwokę teraz do nas". Była to już północ, ale parobczak podochocony rzecze: "Pójdę, ale zapłacicie kwartę wódki". - "Zgoda" krzyknęli inni. Wyszło parobczysko na dwór, wiatr zimny go owiał, lecz śmiało szedł naprzód. Przyszedłszy jednak na cmentarz, zwolnił kroku, bo nogi pod nim zadrżały. Zdawało mu się, że umarli siedzą na grobach i pytają go, dlaczego nawet nocą spokoju im nie daje. Szymek jednak doszedł do trupami, wziął kwokę pod pachę i chce wracać. Wtem usłyszał szmer i spostrzegł, że Szymek siadł w trumnie, wsparł się na rękach i mówi:

"Czekaj, jutro umrze stara Magda, ja u niej służyłem temu lat 33 i zabiłem jej kwokę niechcący kosą, a ona mnie przeklęła, bym nie zgnił. No i jak widzisz, nie zgniłem. Mnie to nic nie szkodzi, ale baba może pójść do piekła. Proszę cię, idź do proboszcza i powiedz mu, by jej przypomniał o mnie i o kwoce, gdy ją będzie spowiadał".

Przestraszony parobek już nie poszedł do karczmy; ale prosto na probostwo. już było nad ranem, ksiądz wyszedł z izby i spostrzegł parobka. Ten pocałował go w rękę i opowiedział swe nocne zdarzenie. "Upiłeś się, wódka śmierdzi od ciebie", mówi jegomość. Ale nadszedł jakiś człowiek i prosił, by ksiądz poszedł starą Magdę spowiadać. Zdziwiony poszedł i w czasie spowiedzi wspomniał babie o Szymku. Ale baba, jak się nie rozjuszy, zaczęła przeklinać i krzyczeć: "A księdzu co do tego, on mi najlepszą kwokę zabił", i ze złości wyskoczyła z łóżka i padła trupem na ziemię. Tedy niewiadomo skąd zleciały się całe chmury kruków i wron, obsiadły one wszystkie drzewa, kracząc i wrzeszcząc przez cały dzień i noc. W czasie pogrzebu zerwała się straszliwa burza z gradem i piorunami, że wszyscy uciekli, a babę zostawili przed cmentarzem, ale na drugi dzień już jej tam nie było. Jedni mówili, że ją woda porwała, a inni ("Duch święty przy nas !") czarci ją wzięli. Przyszli do Szymka, ale ten już się w proch rozsypał.

Przyszło mi tu na myśl, że u naszego ludu uważają za klątwę, jeżeli ciało nie zgnije, czego dowodem nawet Siciński w Upicie, lub przekleństwo: "Żeby twoją głową za psami rzucali" .

Źródło: Lud 1906