O wężowym królu.
W samym środku wsi Liski obok Bełza jest sadzawka niewielka. W tej sadzawce jest źródło i wypływa z niej mały strumyczek. Wieśniacy opowiadają, że w jednem miejscu w tej sadzawce są żelazne drzwi, a za temi drzwiami jest długi korytarz. Tym korytarzem dojść można do pałacu króla wężów. Rzeczywiście woda w sadzawce w okolicy źródła nigdy nie zamarza, nawet w największe mrozy. Wieśniacy jednak na to głową kręcą i mówią, że to inna temu przyczyna i opowiadają: "Bardzo dawno już temu, żyła we wsi bardzo biedna kobieta. Miała ona trzy córki i wszystkie chodziły do dworu na robotę. Najmłodsza z tych córek nazywała się Helena, a była taka ładna, że aż strach. Wyrażenia: "aż strach" używa lud, chcąc coś wyrazić w stopniu najwyższym. Raz poszły się dziewczęta kąpać, a ubranie zostawiły na brzegu pod płotem. Gdy się wykąpały, wylazły z wody i pobiegły pod płot, ażeby się ubrać. Wtem spostrzegły, że na koszuli najmłodszej z nich siedzi wielki wąż. Na głowie jego świeciła korona, co świeciła jak słońce, choć to było w nocy. Dwie starsze siostry zlękły się bardzo, porwały ubranie i uciekły.
Najmłodsza została ze strachu w wodzie i nie wiedziała co robić. Tedy wąż do niej rzekł: "Nie bój się, nic ci złego nie zrobię, czy chcesz być moją żoną?" Dziewczyna zdumiała Się, lecz bez namysłu rzekła tylko: "Chcę".
Wąż tedy plusnął w wodę i znikł.
Dziewczyna ubrała się, przybiegła do domu i opowiedziała całą rozmowę swoją z wężem matce i siostrom. Matka tylko głową pokiwała i rzekła: "No, no".
Drugiego zaraz dnia przyjechała przed chatę owej baby złota kareta, zaprzężona w cztery konie. Na koźle siedział lokaj z wężową głową i rzekł do zdziwionej kobiety: "Dawaj babo swoją córkę". Kobieta czemprędzej ubrała najstarszą donię w wstążki i wsadziła do karety. Nie minęło pół godziny, kareta wraca a w niej najstarsza córka.
"No i co?" pyta matka. "Ot nic, nie chciał mnie, ale mi dał sto dukatów". Tedy matka kazała drugiej córce ubrać się i pojechać. Lecz i ta wróciła i przywiozła matce sto dukatów. W końcu ubrała matka trzecią córkę, zaczesała, w kosy (warkocze) wpletła wstążki, dała jej korale, pocałowała i posadziła do karety. Niedługo jechali, kareta wjechała w sadzawkę, żelazne drzwi się otworzyły i wjechali w korytarz.
Tam było tak jasno, jak we dnie.
Dalej spotrzegła pałac jasny, jak słońce.
Przed pałacem stał tron, a na nim siedział zniecierpliwiony król wężów. Na głowie miał koronę. Naokoło siedziało mnóstwo Wężów i posługiwała królowi. Król kazał jej usiąść koło siebie i pokazał ją wężom. Te zaczęły znosić miód, ryby, chleb, masło, mleko. Oboje jedli i Helena nic się nie bała. Potem król zszedł z tronu i oprowadzał ją po różnych pokojach. Były one piękniejsze niżeli we dworze, były tam złociste kanapy, krzesła i łóżka. W kącie stały fajki. Król poszedł do kąta, wziął jedną fajkę, nałożył tytoniem, zapalił hubkę i włożył ją do fajki. Helenie na niczem nie zbywało i było jej dobrze przez lat siedm.
Miała Ona potem syna. Chłopiec był ładny, choć o wężowej twarzy. Miał on po ojcu zostać królem.
Tedy prosiła swego męża, by jej pozwolił wraz ze synem pojechać do matki. Wąż dał jej pozwolenie na całą noc. Gdy się ściemniło, siedli obydwoje do karety i przyjechali do matki. Ta się bardzo ucieszyła, widząc córkę bardzo pięknie ustrojoną i bardzo ładnego wnuka. Częstowały wnuka czem mogły, ale panicz nic nie chciał jeść. Tylko zostawił babce i dwom ciotkom po sto dukatów i nad świtem siadł razem z matką do karety i pojechali. Matka z pozostałem i córkami widziały, jak wjechali do sadzawki, jak drzwi się otworzyły i wszystko zniknęło.
Teraz, gdy wieśniacy w zimie na sadzawce lód rąbią, uderzają drągami w stronę źródła i mówią jeden do drugiego: "Słyszysz, jak drzwi huczą". Nie znałem jednak człowieka, któryby z pewnością powiedział, że drzwi te widział.