O babie, co nigdy nic nie zamykała, a nic jej nie ukradli.
W Kościelnickim lesie była jedna bogata baba - a nie miała chłopa - co nigdy nic nie zamykała, a przecie jej nic nie ukradli. Nie była to czarownica, jeno już miała taką moc.
Najęła młocków do roboty, zrobił się wieczór, nie skończyli młócić. Dziewka przychodzi i powiada:
- Gospodyni, dejcież kłódkę, trza zamknąć stodołę.
- Nie zamykaj!
- To wam co ukradną!
- Nie ukradną, bo ja se nie dam!
W nocy przyszli złodzieje, nabrali do worków pszenicy, podźwignęli na siebie i jak stanęli, tak zostali stojący na boisku i nie mogli się ruszyć.
Nad ranem gospodyni woła:
- Rejna, wstańże, wstań, bo młockowie przyszli! Trza im ugotować jakie śniadanie.
Dziewka na to:
- Ale! Każby ta tak wczas przychodzili! Dopierom się położyła.
Gospodyni: Ale wstań, kiej ci mówię, napal, ugotuj zacierki ziemniaków a omaść im dobrze, bo się dość napracowali.
Dziewka gotuje, a gospodyni ją popędza:
- Przyłóż ta jeszcze, przyłóż do pieca, żeby prędzej było, bo młockowie głodni.
Dziewka poszła z latarnią po drzewo i widzi chłopów w stodole. Wraca czemprędzej do izby i mówi:
- Widzicie; a nie mówiłam, że trza zamknąć stodołę! Jakieś chłopy stoją na boisku.
- Niech ta, niech! Żaden ta z nich nie pójdzie. Gotujno prędko!
Kiej już było ugotowane, kazała gospodyni przywołać tych chłopów, co stali na boisku. Dziewka ich woła:
- Chodźcie, bo was gospodyni kazała wołać.
Jeno to wymówiła, chłopom zaraz spadły worki z pleców. Ale jak stali, tak stoją; bali się iść. Dziewka wraca i mówi, że się boją iść.
- Idź że, idź, powiedz im, żeby się nie bali, nic im nie zrobię.
Ano chłopy przyszły, nieśmiało, pochwalili Pana Boga, a gospodyni do nich:
- No, siadajcie i jedzcie, boście się napracowali.
Chłopi siedli, ale się nie biorą do jadła.
- No, jedzcie, jedzcie, pojedzcie sobie! A więcej tu nie przychodźcie, bo ja se brać nie dam.
Ta sama gospodyni miała spaśnego wieprzka w chlewie, ale go nie zamykała. Raz w nocy przyszli złodzieje, zabrali wieprzka i wypędzili na drogę. Ale wieprzek jak stanął, tak ani weź ruszyć go z miejsca. Złodzieje namordowali się z nim, aż się spocili, potem chcieli go zostawić, a sami pójść.
Ale ani rusz z miejsca; stanęli, jakby ich kto przybił do ziemi.
Nad ranem kazała gospodyni ugotować śniadanie dla robotników, a kiedy juź było wszystko gotowe, mówi do dziewki.
- Rejna, idź że, idź, zawołaj tych robotników, co to na drodze z wieprzkiem się mordują, niech tu przyjdą na śniadanie.
Poszła dziewka i woła:
- Zagnajcie wieprzka do chlewa i chodźcie jeść!
Jak tylko to wyrzekła, zaraz się ruszyli z miejsca, zągnali wieprzka do chlewa, ale się bali wejść do izby.
- No, chodźcie, chodźcie - woła gospodyni - pojedzcie se, a więcej tu kraść nie przychodźcie, bo ja se nie dam!
Złodzieje zjedli, gęby utarli, podziękowali i poszli a już tam więcej nie przyszli, bo wiedzieli, że gospodyni nie da sobie nic ruszyć.