Bocian święty i przeklęty - Podania, basnie i legendy - Popiół z Lachów


Bocian święty i przeklęty.

W powiecie tarnobrzeskim, gdy z wiosną zobaczą dzieci wiejskie bociana, wołają: "Dokoła, Wojtusiu, dokoła!" bo im większe zatacza koła i większe okrąży przestrzenie, tem lepiej dla tych przestrzeni ze wszystkiem, co na nich jest: chroni to od wszystkiego złego. A cóż dopiero za szczęście, gdy na czyjemś gospodarstwie założy sobie gniazdo! Jak Polska długa i szeroka, a tak samo w całej Słowiańszczyźnie (i poza nią n. p. w Niemczech) wierzy lud, że to daje szczęście i chroni gospodorza od wszelkiego zła. a w szczególności od ognia. niebezpiecznych nawalnie, gradów i piorunów. Z tego powodu przynęca się nawet bociany do zakładania gniazd, umieszczając w stosownem miejscu na drzewie lub budynku stare koło pod gniazda lub coś podobnego.

Dziewczyna. która ujrzy z wiosną dużo lecących bocianów, z pewnością w krótkim czasie się wyda. Tłuszcz z bociana, rosół z bociana dobry na różne choroby, szczególniej na reumatyzm. Na to zabija się bociany "jałowe". Bo wogóle biada temu, ktoby bez potrzeby lub dla swawoli bociana zabił. Kto tak zabije bociana. traci szczęście na całe życie. syn mu umiera, przez dziesięć dni deszcz pada, pioruny biją. Nie tylko "grzech" zabić bociana, ale nawet go drażnić lub niepokoić. naruszyć mu lub strącić gniazdo, pozabijać młode. Za to sam się potrafi zemścić: przyniesie w dzióbie głównię i budynek podpali. W gniazda bocianów. w drzewa, na których one są, pioruny nie uderzają. grady nie padają. Gdy bocian wyrzuci z gniazda jaje, będzie rok dobry, jeżeli młode - zły. Atyla, król Hunów. który, jak wiadomo, niemało miał Słowian w swem wojsku i koło siebie, przez trzy lata dobywał Akwilei i już o zdobyciu zaczął wątpić, "nakoniec, jak czytamy w żywocie św. Leona W, papieża (440-461). gdy widział, iż się bociany z miasta z dziećmi swemi wynosiły, wziąwszy stąd dobrą otuchę, mocną ręką Akwilei dobył".

Dziwne także krążą o bocianie mity. Przynosi, jak wiadomo, ludziom wiosnę i dzieci. a nawet sam pierwotnie był człowiekiem, chłopem. Dominik Piękoś z Przybowki (w pow. jasielskim) tak o tern rozpowiada: "Gdy Pan Bóg stworzył świat i wszystkie zwierzęta, zobaczył, że za dużo namnożył gadów i owadów, Zeszedł więc na ziemię i kazat w rozłożony worek leść żabom, jaszczurkom, żmijom, różnym gadom i owadom, Gdy wszystko powłaziło, przywotał chłopa, kazał mu worek, już zamknięty, zanieść do wody i utopić. Ale nie rozwiązuj worarzekł Pan Bóg - pamiętaj!" Wziął chłop wór i niesie, ale przecież ciekawość nie da mu spokoju. Oglądnął się raz, drugi, schował się za krzaki i wór rozwiązuje,.. A tu myk, myk, myk! fru, fru. fru! Zgłupiał chłop, a Pan Bóg przemienił go za karę w bociana, I musi teraz do końca świata zbierać wszystkie gady, robaki i owady".

Nawet tam, dokąd odlatują, za morzami, w "ziemi bocianów", w "ciepłych krajach" lub "cieplicach", gdy tylko na miejsce przybędą, przybierają, jak się dowiadujemy z innego, rugijsko-pomorskiego źródła, znowu postać ludzką i żyją, jak ludzie, tylko że tak samo, jak u nas, żywią się gadami, żabami. Podróżującym po morzach nieraz się to przydarzyło, że ich burza do tego kraju zaniosła, więc mieli sposobność poznać się z tymi ludźmi i dowiedzieć się od nich, że to właśnie bociany, które dobrze znały kraje podróżnych, nawet ich domy i rodziny, Był tam n. p. jeden żeglarz z Rugii i jeden chłop z okolic Kołobrzega na Pomorzu. Ten ostatni zastał tam swego bociana, (którego jakiś czas pielęgnował w domu, bo miał skrzydło złamane), jako możnego pana; miał jeszcze rękę w przepasce i wyglądał bardzo blado. Bardzo poczciwie chłopem się zajął, choć żona i córka wiele się niegdyś nadokuczały choremu bocianowi ze skąpstwa. Co prawda, to baba chłopu wnet umarła i wielki głód w kraju zapanował. Po zboże też do Danii wybrał się był właśnie chłopina, kiedy go burza na morzu zaskoczyła i aż tam do kraju bocianów zagnała. Przy pożegnaniu darował mu ów możny pan, a dawniej bocian, jedwabną, czerwoną chustkę dla córki i przykazał, żeby w podróży przywiązał ją na maszcie, gdyż ma moc zażegnywania burzy. Wrócił chłop szczęśliwie do domu, ale gdy córce obwiązał chustkę koło szyi, buchnęły z chustki płomienie i spaliły mu córkę na czarny węgiel.

Co do dzieci, to podług podań rugijskich, bocian przynosi je tylko w lecie, w innych zaś porach roku łabędź. Tam, w Witowie, koło Brzegów (Breege) pokazują nawet "kamień bociani", na którym bocian suszy dzieci, gdy je wydobył z morza, potem dopiero zanosi je matkom. "Bocianimi kamieniami" zowią tam także małe okrągławe kamienie czarnego lub mleczno-białego koloru, które dzieci rzucają sobie wstecz przez głowę, prosząc boćka o braciszka lub siostrzyczkę. Są tam i "kamienie łabędzie", a i miejscowe podania, jakoby w tych kamieniach, czy pod nimi, znajdowały się dzieci, skąd je łabędzie zabierają i przynoszą, Jeden z tych kamieni zowie się nawet "boskim" (bugskarn = boski kamień), Ale to widocznie pomysły późniejsze, gdyż podług wyobrażeń słowiańskich dusze przed przyjściem na świat, przebywały w "raju", daleko za morzami i stamtąd tylko, z kraju wiecznej wiosny, mogły je przynosić bociany i łabędzie, tamte lecąc, te płynąc. Do "ziemi bocianiej" niesłychanie zresztą daleko i nikt dobrze nie wie, gdzie się ona znajduje. Dość wiedzieć, że daleko, daleko na południe jest szeroka przestrzeń wody. Gdy się wędrowiec do niej dostanie, pobudza go coś samo przez się do klaskania w ręce, a gdy klaśnie, wzlatuje zaraz jako bocian wysoko w górę, przeleci morze i osiada na drugim brzegu, jako człowiek. Kto chce znowu z tamtego kraju przybyć do nas, a na wiosnę przychodzi ta chęć wszystkim mieszkańcom owej krainy, przybywa nad brzeg owego morza, musi klasnąć, a gdy klaśnie, już jest bocianem i jako bocian przybywa tutaj. A tak żaden z tamtejszych obywateli nie może do nas przybyć inaczej, jak tylko w postaci bociana.

Jednem słowem, dziwne to stworzenie ten bocian: Ptak, a z pochodzenia człowiek, i dotąd w tych dwu postaciach, w dwu odrębnych krainach żyjący. Dziwny jako człowiek w owej "ziemi bocianiej", skoro mógł darować chłopu taką chustkę, o jakiej wspomnieliśmy wyżej, dziwny także jako ptak u nas. Nie wolno go tknąć, a cóż dopiero zabić, Jego łaska przynosi szczęście, a niechęć klęski. Do czego. się zbliży, co okrąży, już bezpieczne od złej przygody, na jego usługi są deszcze, burze, grady, pioruny, jego ciało po śmierci ma moc leczniczą. Święty i potężny!

Ale mimo to wszystko lud nasz, choć nawet mówi, że "grzech" bociana zabijać, świętym bociana nie nazywa i za świętego go nie uważa. Te same dzieci, które, zobaczywszy go, jak nad wsią lub pastwiskiem krąży, wolają: "Dokoła, Wojtusiu, dokoła ", gdy go usłyszą klekocącego na gnieżdzie, odzywają się szyderczo:

Klekle, Wojtuś, klekle, Twoja matka w piekle, Gotuje se kluski Na śtyry garnuski. Postawiła przed progiem, Pomisała ozogiem. Wojtuś przyleciał: Kle kle-kle, Juz nima nic.

Albo też:

Klekle, ino klekle, Siedzi matka w piekle. Co ona tam robi? Klóski zabom drobi.

A więc nie tylko nie święty, ale wielce podejrzany o coś wręcz przeciwnego, Matka jego w piekle, widać dyablica, bo nie jest na mękach, syn tam do progu piekła przylatuje i żywi się jadłem, ugotowanem przez matkę dyablicę w ogniu piekielnym. Warzy ta jego matka klóski i żabom, ale to tylko potwierdza jej dyabelstwo, bo żaby to stworzenia, w których skórze tkwią czarownice.

Nikt też niepowiada, żeby ta wielka moc, którą ma bocian, pochodziła od Pana Boga, niektórzy uważają go za półdyabła, a był nawet czas, kiedy go identyfikowano z jakimś kosmatym, olbrzymim potworem o trzech głowach i więcej aż do siedmiu, przebywającym po norach i jaskiniach, z których wychodzi nocami, żeby pożerać zwierzęta i ludzi -- i tego to potwora, po prostu smoka, dyabła, nazwano imieniem bóćka, co się gdzie. niegdzie i podziśdzień dzieje.

A więc ten sam ptak podług wyobrażeń tego samego ludu i święty i przeklęty! Jakże się to stać mogło? Co to może być i znaczyć? Spróbujmy rozwiązać zagadkę.

Czy tkwi może co nadzwyczajnego w samej nazwie ptaka? W naszej polskiej wcale nie. Dzięki zbiorom ludoznawczym nazw zwierzęcych i nazwa: bocian, boćko, bociek staje się jasną. Formy boćko, bociek są zdrobnieniem pierwszej i u ludu w powszechnem używaniu, - forma bocianu ludu, o ile nam wiadomo, zamarła, a miasto niej w bardzo wielu okolicach, szczególniej na Podkarpaciu, ustaliła się forma bocoń, a gdzie nie mazurzą, boczoń. Boczoń jest taką sarną formacyą, jak nazwy wołów: boczoń, kwiatoń, gniadoń, mrozoń (w rodzaju żeńskim: boczula, kwiatula, gniadula, mrozula) obok których były dawniej formy na 'an': boczan, sroczan, rosian, kozian, krecian, gniedzian, mrozian, w rodzaju żeńskim: boczana, sroczana, rosiana, koziana, gniedziana, mroziana. Czy się powiedziało boczan, czy boczoń, to na jedno wyszło, bo znaczenie było to sarno: tak nazywauo każde zwierzę, u którego boki innej były maści, aniżeli grzbiet i brzuch: stąd nazwa. Nazwa odnośnie do naszego ptaka bardzo trafna, boć grzbiet i brzuch u niego białe, a boki czarne z powodu czarnych lotek w skrzydłach. Żeśmy pierwotnie mówili boczan, nie bocian, dowodzi nie tylko czeska nazwa boczan, ale i nasza boczoń, boczula. Forma bocian powstała niezawodnie pod wpływem form miękkich, jak kwiecian, gniedzian, mrozian, rosian, wobec których forma boczan, choć w rzeczywistości jest miękka, wydała się czemś twardem i nie naturalnem i musiała się zmienić na podobną do tamtych z chwilą, gdy zerwał się etymologiczny związek nazwy z wyrazem bok.

Polska nazwa bociana jest więc ciekawą, ale nie pozostaje w żadnym związku z zagadnieniem, o które nam chodzi. Inaczej ma się rzecz z nazwami tego ptaka u południowych Słowian, mianowicie u Serbów, u których nazywa się nie tylko boczan (u Bośniaków), ale także roda (Serbia i Slawonia) i lelek (Dalmacya). Dwie ostatnie nazwy wprowadzają nas w samo jądro rzeczy, bo wskazują, że bocian był u pogańskich Słowian ptakiem najwyższego boga, którego przydomkiem było imię Roda (Rodzic) i Lel (Wielki), jak to mieliśmy zaszczyt szczegółowo tę rzecz objaśnić na innem miejscu. Przybywał do nas, co wiosna z krainy wiecznej wiosny, gdzie najwyższy bóg Jarowit (władca wiosny) wypoczywał po dziennym trudzie, wiec nic dziwnego, że przynosił wiosnę; przybywał do nas z raju, z krainy rozkoszy, gdzie przebywały dusze umarłych i urodzić się mających, pod władzą potężnęgo boga Niegi (Rozkoszy), więc cóż dziwnego, że podług wiary prostaków przynosił stamtąd także dzieci. Ale to tylko prostacy tak wierzyli i nie tylko tak, bo po innych stronach mniemali znowu, że Roda rzuca je z powietrza w postaci grudek ziemi. Ale to przesądy pospólstwa, każdy oświeceńszy wiedział, że je daje odwieczny Roda, rodzic bogów i ludzi w sposób wiadomy. Uświęcony opieką najwyższego boga, przybywający z krainy, uświęconej pobytem najwyższego boga, nadto pobytem świętego potężnego Niegi, a zapewne i innych bóstw, cóż dziwnego, że sam uświęcony, uświęcał bocian sobą wszystko, z czem się zetknął, że przynosił szczęście obejściu, które sobie obrał za siedzibę i chronił je przed nieszczęściami, cóż dziwnego dalej, że takim będąc i takiej zażywając opieki, nie mógł być krzywdzony, że za jego krzwdę ujmował się sarn najwyższy Roda i mścił ją piorunami, gradami, ulewami, pożarami i innemi karami. Bo to, żeby on sarn przynosił w dzióbie głownie z ognia i zapalał budynki, to oczywiście wymysł nieoświeconego gminu.

Oto, dlaczego bocian święty! Lecz dlaczego zarazem przeklęty?

Gdy zawitało do nas chrześcijaństwo, powtórzyło się u nas to sarno, co gdzieindziej stało się już po wiele razy. Dawni bogowie i boginie zeszli do roli dyabłów i dyablic, potworów i potworzyc, smoków (wężów) i smoczyc. Dawniej grzmiał w chmurach lel roda Jarowit czyli Jesza (wielki ojciec Jarowit czyli Jesza), teraz grzmi potwór, dyabeł. Dyabeł z pewnością, gdyż dla zażegnania i odpędzenia go zapala się gromnice, wynosi obrazy świętych, dzwoni dzwonkami loretańskimi i umyślnie na ten cel po wsiach umieszczanymi, bo dzwon doświadczony to i wypróbowany dawno środek na odpędzenie dyabła, mamon, południc lub dziwożon-dyablic. Skutkiem tego nawet roślina dzwonkiem zwana, nabrała tej samej mocy, co dzwonek prawdziwy. Ale z chwilą, jak dawni bogowie i boginie zamienili się w dyabły i dyablice, napoiło się dyabelstwem i to wszystko, co do nich należało lub w ścisłym z nimi zostawało związku. Los ten musiał trafić przedewszystkiem bociana, któremu dawano nawet przydomki najwyższego boga, nazywając go, jak już wiemy rodą i lelkiem. Nazwano też tego boga, gdy się stał potworem, nawet jego imieniem, boćko, bojąc się widać używać właściwego, aby nie wywoływać wilka z lasu. Tak samo na Śląsku poświęcony najwyższemu bogu raraszek (rarog), stał się imieniem dyabła, którego imię właściwe zachowało się tam jednak, bo niekiedy zamiast wyrazu raraszek używa się nazwy jaraszek, co jest takiem samem zdrobnieniem formy zgrubiałej Jarach (Jarowit), jakiem jest forma Staszek w stosunku do formy Stach (Stanisław). A jak ze smokami (węzami-dyabłami) toczą się walki, tak i z tym potworem boćkiem, bo gdzie boćko jest, tam nikt w nocy nie śmie się pokazać, boby go boćko zaraz zjadło". "A musiało to boćko kogo koniecznie zjeść i jak na wsi nie mogło złapać, wybijało okna do chałup, porywało pierwszego lepszego człeka lub bydlę i zeżarło". Pamięć to ofiar z ludzi i zwierząt, które temu dyabłu, nazywanemu niegdyś bogiem, składano. Trafił się też jeden Maciek, co aż "trzy boćka" zgładził, z królewną się ożenił i królem został.

I oto znowu przyczyna, dla której bocian przeklęty.

S. Matasiak.

Źródło: Lud 1908