Rycerze śpiący pod Wawelem.
[...] Górale, co z wysokich hal swoich odwiedzali często Kraków, uderzeni wspaniałością zamku [wawelskiego], w podaniu odwiecznym zachowali, że w głębokościach góry Wawelu jest drugi taki sam zamek, tylko nie taki cichy, smutny, nie taki głuchy i grobowy, na który
ludzkie oczy patrzą, jeno piękny, jasny, wspaniały, od złota błyszczący, z koralowym dachem, oświetlony zawsze jasnym słonkiem, a tak miło nań patrzeć, jak dawniej ludzie patrzali na stojący na Wawelu zamek dziś opustoszały.
W tym podziemnym gmachu jest ogromna sala, jakoby kościół jaki, po ścianach wisi wiele zbroi: to tarcze, szable i chorągwie. Na środku stoi stół, a wokoło siedzą wszyscy królowie polscy w szatach koronacyjnych. Raz w rok słyszą ludzie huk i rżenie koni, odgłos trąb i wrzawę wojenną, wtedy powstaje od stołu król Bolesław Chrobry, miecz, co dostał od anioła, świeci mu dziwną jasnością na ramieniu, wychodzi z podziemnego grodu o samej północy, wolnym krokiem przebywa zamkowe podwórza, a chrzęszczy i brzęczy żelazna na nim zbroja. Jeżeli kto z ludzi śmiertelnych z nim się spotka, a jest to dobry człowiek, to zobaczy króla w całej wspaniałej postaci i zrobi się w sercu lekko, radośno, lecz gdy jaki zły, nie ujrzy go wcale, ale uczuje trwogę, żal straszny zakręci mu w mózgu i bezprzytomny upadnie.
Wnijście do tego podziemnego zamku wyobraźnia górali wskazywała przez smoczą jamę, znajdującą się u stóp Wawelu. Wnijście to ciemne, tajemnicze, długo było osnute poetycznym urokiem, teraz niemiecka ręka, przerabiając zamek królewski na cytadelę, przejrzała te pieczary ręką natury w skale wykute i starła z nich urok starożytny.
Lud krakowski dotąd utrzymuje, że gdy jakie wielkie nieszczęście ma kraj cały dotknąć, słychać w podziemiach zamku i katedry jakby nabożne pienia pełne rzewności, a człowiek, który je usłyszy, od płaczu nie może się wstrzymać. [...]