Bogowie Słowiańscy - Podania, basnie i legendy - Popiół z Lachów


Bogowie Słowiańscy.

(Bożki wodne.)

Bujna wyobraźnia Słowian zaludniała i wody licznemi bóstwami, z których najwyższym był Wodan, brat Peruna, a syn bogini Dziewy.

Bóżkiem jezior był Jeziernin, a prócz tego na dnie jezior i rzek zamieszkiwały liczne rusałki wodne, które ukazywały się przechodzącym mężczyznom. Wabiły ich do siebie i odbierały przysięgę niezłomnej wierności, lecz gody weselne obiecywały dopiero za lat dziesięć i później. Biada tym, którzy przysięgi wierności nie dotrzymywali, gdyż tych zwabiały na śmiertelne łoże pod falami. Mieszkały one na dnie wód w marmurowych pałacach ze złotemi drzwiami i oknami, wabiły także do siebie łakociami kąpiące się dzieci i uprowadzały ze sobą na dno jeziora.

Boginki, nimfy rzeczne pląsały zawsze ciepłą porą przy blaskach księżyca po kwiatach i ziołach polnych i to tak lekko, że nie otrząsały z nich nawet kropel rosy wieczornej.

Były także na dnie wód duchy wodne, to jest Topielce i Topielnice.

Za dawnych czasów przechadzało się raz kilka dziewcząt nad brzegiem Gopła, aby użyć wieczornego chłodu po nadzwyczaj upalnym dniu latowym i pomarzyć o przyszłości przy srebrnych blaskach miesiąca.

Wtem fale Gopła błysnęły licznemi światełkami. Dziewczęta myślały, że to łodzie i statki oświetlone nadpływają, lecz przyjrzawszy się lepiej ujrzały olbrzymich mężczyzn o białem ciele i złotym włosie, pływających po kilkunastu na falach, jak białe stade łabędzi, Na głowach mieli złociste czapki i te świeciły na wodzie jak gwiazdy i ogniki. Rozwartemi ustami chwytali promienie bladego księżyca, aby głód zaspokoić, Gdy bliżej brzegu podpłynęli, rozpierzchły się strwożone dzięwczęta i pobiegły do domu każda w swoją stronę, a Topielnicy schowali się znowu na dnie jeziora.

Na dnie morza Bałtyckiego zamieszkiwali Topielcy z włosami zielonymi na głowach i długich brodach, a gdy morze spokojnem było, kołysali się z lekka na falach morskich, wabiąc do siebie uroczym śpiewem dziewczęta. Gdy zasłuchane w cudowny śpiew zbytnio się przybliżały, Topielcy chwytali je i wciągali do swych grot kryształowych na glębinę.

(Rusałki leśne.)

Śliczna noc wiosenna, pełna czarów i uroków, gdy lasem szedł wędrowiec ze stron dalekich. Noc zaskoczyła go w lesie przed dojściem do celu, a znużenie opanowało go po długiej drodze. Chciał zatem ułożyć się pod jakiem drzewem, by zażyć snu i spoczynku, gdy między gałęziami dębu, pod którym się chciał położyć, ujrzał nadobne dziewice, które długiemi gałęziami, zączepiwszy się o gałęzie drzew, huśtały się swawolnie.

Lica ich śnieżnej białości, zaróżowione lekkim rumieńcem, włosy ciemno zielone, które zdaleka wydawały się czarnymi, zdobne wiankami róznobarwnych kwiatów, a ręce i nóżki małe i zgrabne nęciły powabami dorodnego młodziana. Zapomniał o zmęczeniu i gdy go jednogłośnie zachęcać zaczęły do huśtania się z niemi, nie dał sobie tego dwa razy powtarzać. Pochwycony przez rusałki leśne, załoskotany został przez nie na śmierć, a echo rozniosło po lesie złośliwy chichot rusałek, śmiejących się nad zwłokami nieszczęsnego młodziana.

* * *

Szła raz lasem dziewica tak nadobna, że pozazdrościła jej urody Ochechula, najniebezpieczniejsza z bogiń leśnych i zastąpiwszy drogę dziewicy, zadała jej trzy pytania.

Najpierw zapytała ją: »Co rośnie, a nie ma korzeni?« Gdy strwożone dziewczę milczało, zaśmiała się złośliwie bogini, Ohlas zaś, bożek odgłosu, pochwyciwszy brzmienie tego śmiechu, przedrzeźniał je, roznosząc echem po lesie.

Ochechula zadała dziewczynie drugie pytanie: »Co bieży, a bez powodu?« Strwożona dziewczyna i na to odpowiedzi nie dala.

Tedy adała jej bogini trzecie pytanie: »Co kwitnie, a jest bez kwiecia? «

Nie odebrawszy i na to odpowiedzi, pochwyciła Ochechula dziewczynę i załaskotała ją na śmierć, a złożywszy martwe zwłoki na mchy leśne, pobiegła szukać nowych ofiar.

(Inni bożkowie leśni.)

Światybór był bogiem borów i opiekował się duszą świata roślinnego; w szczególniejszej opiece miał jawory.

Raz lekkomyślny młodzian chciał ze swawoli podciąć jawor święty, aby pokazać, że się bogów nie boi. Już przykładał siekierę do pnia drzewa, gdy posłyszał za sobą ryk przeraźliwy, a obejrzawszy się, ujrzał Światybora w postaci ogromnego niedźwiedzia, uzbrojonego siekierą. Przerażony młodzian zaczął uciekać, lecz dognał go Turosik, służebnik Światybora, o złotych kopytach i kozich rogach. Liczne duchy leśne przyszły z pomocą Turosikowi i otoczyły zuchwałego młodziana, a że już miały podarte obuwie, zatem zabiwszy śmiałka, z żył jego nowe trzewiki sobie zrobiły.

W służbie Światybora był także Polkoń, bożek leśny, który do pasa miał postać ludzką, lecz kopyta i ogon końskie.

Żoną Światybora była Dziewonia, która opiekowała się zwierzyną i myśliwi modlili się do niej o szczęśliwe łowy.

Drzewami i kwiatami polnymi opiekowała si Dziewanna lub Ziewonia. Ziele polne, dziewanna, było jej poświęcone.

Świda był królem dębów, a komu się ukazał, tego spotykała niebawem śmierć.

Stef. Tuchołkowa

Źródło: Kalendarz Wielki Uniwersalny na rok 1920.