Noc Kupały
Żywiczny czas w sosnowym sęku
wybucha nagle ognistym bożkiem -
kląskają suche płomienie sekund,
iskrami tryska igliwie gorzkie -
Skłaniam głowę na twoje łono -
łąkę nagrzaną
przez wszystkie cztery pory roku -
twarz w murawę miękką opuszczam -
rzeczywistość wymiary zmienia:
kępka trawy wyrasta w puszczę,
w lasy ścieżek wąskich i cienia,
oddech wichrem pochyla drzewa,
- giętkie grzbiety prostują z trudem -
żarem trawi ostępów trzewia,
przepalone, czarne i rude...
Pachnące dymy wędrownych ognisk,
tlenionej krwi gorejące znicze -
plączemy się - nie pytając o nic -
prosto w księżyc - nie związani z niczym...
Wznoszę głowę z twojego łona -
łąki nagrzanej
przez wszystkie cztery pory roku -
żegnam ciebie wraz z końcem nocy,
żegnam ciebie z nastaniem ranka -
idę w świat prawdziwych proporcji,
niosąc w wargach zapach rumianku...