Gontyna
Słońce za las zapada - w dół, do Drzewiec -
więc niebo jak grzbiet borsuka jest szare,
sowa gdzieś chryple huka, jeszcze drzemiąc,
szare sylwetki nieruchomych saren
wciśnięte w cienie jeżynowych cierni...
Wtedy to błyska pierwsza gwiazda niema:
Proxima Centauri - kosmosu wziernik -
i nagle pojmujesz, że śmierci nie ma -
robak jest wróblem, a jastrzębiem wróbel,
martwego jastrzębia - znów robak pożre,
taką mają przyszłość pnie sosen grube,
jaką im kornik wypisuje w korze -
tyle życia innym - ile go oddasz,
ono jest wieczne - tylko formy giną:
ofiary na Łady składane ołtarz -
puszcza jej wielką, słowiańską gontyną...