Wielka Germania.
Ptolemeusz dotarł nad rzekę Ren, spostrzegł, że po obu stronach Renu żyją ludy pokrewne i zapisał: Po obu stronach Renu żyją ludy germańskie. Po kilkuset latach Tacyt pojechał nad rzekę Dunaj i dowiedział się, że na północ od Dunaju żyje wielki lud braterski i zapisał: Na północ od Dunaju żyje wielki lud germański.
Germania bez Germanów.
Co właściwie oznaczał ten wyraz, zjawiający się dopiero na parę wieków przed Chrystusem, a dziś używany jako synonim niemieckości? Ścisłego określenia granic, więc tembardziej ludów Germani, próżnoby szukać we wskazówkach pisarzów starożytnych. Wieki całe upływały na zatargach świata klasycznego z mało znanymi lub wcale nie znanymi ludami, a jednak nawet granic tej Germanii
, szczególnie północnych i wschodnich, nikt ze starożytnych nie znał. Tembardziej ludów; zupełnie tak samo, jak my do niedawna niewiele wiedzieliśmy o ludach, zamieszkujących głębie Afryki. Gdy jedni, za Ptolemeuszem, mieścili Germanię
między Renem a Wisłą, inni rozmaicie ją uszczuplali lub razszerzali, posuwając nawet jej granice aż gdzieś pod Ural. Niejasne i chaotyczne pojęcia klasyków o Germanii przetrwały aż do XVI stulecia, to jest do czasów, gdy na tle gruntownej odmiany stosunków etnograficznych Europy środkowej wyraz ten przybrał nowe znaczenie. Wtedy to upodobał go sobie cesarz Maksymilian, mianując się królem Germanii
. Odtąd wyraz wchodzi w powszechne użycie jako synonim niemieckości
i w tem samem znaczeniu brany jest już wstecz dziejów, bez względu, że Germania
w dawnych wiekach była tylko określeniem czysto geograficznym mało znanej części Europy, tak samo jak Scytia
, Libia
, Hyperboreja
, i chociaż w Germanii
mieszkały ludy bardzo rozmaite i bliżej nieznane starożytnym.
W pismach starożytnych pełno jest wzmianek o różnoimiennych i różnojęzycznych ludach, oraz plemionach, zamieszkujących Germanię
.
Liczne nazwy plemion przewijają się przez usta dziejopisów starożytnych; jedne milkną, nowe występują na widownię, ale wszystko niejasno określone i zagadkowe. Tak się to wszystko w literaturze poplątało, że na mocy wzmianek dziejopisarskich erudyci zapisali w nowszych czasach biblioteki głębokimi rozbiorami ludów Germanii, ale dla jasności, ani zgody w ich roztrząsaniach niemasz. Znaczną część bałamuctw należy przypisać błędnemu, powiem: stronnemu—pojmowaniu wyrazu Germania
.
Kto się zajmował historyą Germanii i w jakim celu? W ogromnej większości uczeni niemieccy, tak zwani Germanie
.
O co chodziło badaczom? Przeważnie o wykrycie narodowości plemion, wyliczonych przez starożytnych pisarzów na tym obszerze. I oto wychodzi na jaw słaba strona wszystkich usiłowań. Chociaż do tego wyraźnie nikt się nie przyznaje, wszystkim chodziło w pierwszym rzędzie o zadowolenie miłości własnej narodu, o dowód jedności etnograficznej dawnej i nowej Germanii.
Do dziś więc stosunki etnograficzne starożytnej Germanii to w znacznej części terra incognita; do dziś setne nazwy plemion germańskich, przeistoczone przez rzymian, pozostają niewyjaśnionemi; tyle jednak pewna, że mnóstwo tych plemion należy do szczepu słowiańskiego, który stanowi tutaj element pierwszorzędnej wagi.
Bez porównania on ważniejszy, aniżeli przyznają to Niemcy, którzy w żaden sposób nie mogą jeszcze zrozumieć Germanii z czasów przed-Chrystusowych bez... Germanów.
A jednak do tego przyjść musi.
Germanowie nie są Niemcy.
W równym stosunku mają się do siebie ludy a państwa, co do zawiązku i rozwijania się swojego na drodze postępu; czyli: jednakowo powstaje i dalej się kształci pojedynczy a zbiorowy człowiek, jednakowo sił nabiera, słabieje i znów się wzmaga, wspierany i kierowany ku dobremu lub złemu przez tego, z którym, pozbawiony czułej opieki rodziców lub krewnych, wszedł w najbliższe stosunki w pierwszej życia swego wiośnie, i w stosunkach tych samowolnie lub koniecznością zmuszony zostając, zerwał je, gdy podrósł w rozum i siłę, i mógł już kierować się w dalszym zawodzie podług swej woli. Jak człowiek przy pomocy człowieka wychowuje sie i wykształca; tak ludy, wpływając na siebie wzajemnie, rozwijają domowe i polityczne swe życie, kierowane w tę lub ową stronę, aż do owego czasu, w którym, poczuwszy się na siłach, stawiają już dowolnie dalsze swe kroki. A jak temu, co życiorys człowieka kreśli, konieczną jest rzeczą wiedzieć, z kim naprzód zostawał ów człowiek w stosunkach blizkich, tudzież z kim następnie żył, i pod jakim wpływem przechodził wskazane wyżej koleje; jak pisarz dziejów nie wywiedzie na jaw historyi ludu, nie zahaczywszy jej o takowąż sąsiedniego narodu, i nie zahaczawszy jej ustawicznie o dzieje innych ludów; tak i ja, gdym się zastanawiał nad początkiem i wzrostem polskiego narodu, musiałem się obejrzeć na lud, z którym najpierwej weszliśmy w blizkie stosunki, a to wtenczas, gdyśmy po raz pierwszy wystąpili na widownię dziejów, z oznaką życia takiego, które już niejaką uwagę świata zaczęło zwracać na siebie. Opuściwszy Scytów i Sarmatów, dzieciństwa naszego surowych przewodników, utkwiłem głęboko myśli swoje w Niemcach, dorozumiewając się, że naprzód z niemi przodkowie nasi głównie na zachodzie spółkowali, i w tym zostając związku, zasłynęli u starożytnego świata pod imieniem Ligio-Swewów; że pod tem mianem dali się pierwsi mocno we znaki Rzymianom, ówczesnym panom świata, i cios im zadali śmiertelny. Z wielką nieśmiałością wynurzywszy wtedy swe zdanie, które historyczno-prawnym wywodem politycznego i domowego życia rzeczonych Swewów głównie wsparłem, zdziwony wielce zostałem, gdym w dziele najnowszem jednego z najuczeńszych dziś Niemców, toż samo znalazł na drodze filologicznej udowodnione. Tem bardziej zaś dziwiłem się temu, gdy właśnie ów uczony przeciwne dzisiejszemu niedawno objawił zdanie. Kiedy bowiem przed kilkunastu laty, toż samo co ja, ale pobieżnie i powierzchownie, powiedziawszy o Swewach p. Wersebe, został o to mocno przez p. Grauppa zganiony, wtedy znowu jego ganiąc p. Grimm, wyrzekł: że Niemcy a Swewy byli i są jednym i tym samym narodem
. Dziś atoli, jak rzekłem, inaczej twierdzi. Przytoczę jego słowa całkowicie w polskim przekładzie, z tą na czele mojego pisemka uwagą, że pragnąc ażeby jego wykład zrozumialszym był dla polskich czytelników, podopełniałem jego słowa w nawiasach. A ponieważ i niemiecki text ma nawiasy, przeto nawiasy moje położę kursywą, w niczem zresztą nie odmieniając słów badacza niemieckiego. Po przytoczeniu słów autora, zastanowię się nad niektóremi szczegółami rozprawy jego, i co o wynikłościach stosunków życia Słowian a ich sąsiadów na Zachodzie nastąpionych myślę, objawię to w krótkości.
Rozważając p. Grimm postęp języka niemieckich ludów, tak dalej mówi: Naraz wyjaśnia się tu znaczenie dwóch sławnych dotąd, jak mniemam, niezrozumiałych nazwisk ludów, które się ściśle z wszystkiemi badaniami mojemi łączą. Suevi i Slavi, zdaje się jedno znaczyć. Cezar, Strabo, Tacyt, Ptolomeusz, piszą Suevi, Σοήβοι, Σουήβοι. Ale jakżeto, jeden z najznakomitszych ludów germańskich, miałżeby toż samo co Słowianie, wprawdzie spokrewnieni nam przed wieki, lecz mimo to, zawsze odróżniający sie od nas, nosić miano? Objawię, co o tem myślę. Imię Suevi zdaje się niezaprzeczenie brzmieć po słowiańsku, i znaczyć jak się (wyżej) powiedziało, wolnych (ludzi). Nadawali to miano Sarmatowie ludom wschodnio-niemieckim (pod panowaniem Niemców zostającym) sąsiadom swym, podobnie jak na Zachodzie dawali takimże Belgowie lub Galowie Germanów imię. Być może, iż później (wszyscy) Słowianie, albo sami przyswoili sobie to piękne miano, albo wrócili im takowe (ich) sąsiedzi niemieccy, i że (znowu) zawojowani Słowianie zaczęli nosić nazwisko, które przez dziwną jakowąś ironię, znamionowało z czasem poddaństwo (sclavi, po włosku schiavi), chociaż pierwotnie oznaczało wolność. Przeciwnie, z postępem czasu, Niemcy ludowe swoje miano Vandalów, Vindilów, przekształcone na Venetów, Vinidów, Winidów, zastosowali do słowiańskich sąsiadów; ale niemieccy Suevi zatrzymali to (dawne swe) imię, zgrubiwszy je tylko w gotyckim (wyrazie) Suebos (?), brzmiącym po staro-górno-niemiecku Suapa, po anglo-saksońsku Suaefas, a to tem bardziej, gdy już i po grecku pisało się Σοήβοί, zamiast Suevi. Zdaje się, że nazwa Sloveni wzięła swój źródłosłów u południowych Słowian; właśnie bowiem oni sloboda mówią, a nie swoboda. Byzanccy pisarze: Prokopiusz, Agatyasz i inni, pisząc Σχλάβοι, Σχλαβηνόι, kładą c, które się zwolna i w łacińskie wcisnęło pismo. Zkąd powstało Sclavi, Sclaveni, co jednakże pisownia słowiańska znowu odrzuciła. Nie ma pewnej zasady wywodzić nazwisko Słowian od wyrazu sława, gloria, tudzież od słowa, verbum, nakoniec od miejscowej jakowejś nazwy, jak Szaffarzyk utrzymuje. Wszak i będący w mowie Suevi, nie nazywali się od rzeki Suevus, ale owszem rzeka ta wzięła od nich nazwisko swoje. Uwagi godną jest góra Sevo, Suevo (porówn. Mitolog. str. 337, wyd.2), a u Ptolomeusza 6, 14, Τά σούηβα ορη. Tenże 6. 5. scytyjskich Alanów, tudzież Suovenów (Σουοβηνοι) poza owemi σούηβα δρη, sadowi. Dobrze zauwarzył Szaffarzyk, że Ptolomeuszowi Suovenowie sąto Słowianie, wszelako nie zbliżył do siebie imion Suevi, Slovi. Dalsze kształcenie się wyrazu na-eni-ini (Sloweni, Slovini), przypomina rozwijanie się podobnież nazwiska (Gotów ludu, zkąd powstali) Γετηνοι, Gothini. Ten stosunek (wyrazów) utwierdza też domniemywanie się uczonych mężów, o spółkowaniu odwiecznem Germanów a Sarmatów. Nazwisko, które ci nadali tamtym, powróciło znowu do tych (Sarmatów) po upływie długiego czasu, lubo do nich nie ze wszystkiem wróciło, gdyż w części przynajmniej jakiejś pozostało sie jeszcze ono u obdarowanych niem, (czyli u zostających pod panowaniem niemieckiem Swewów). Obadwa bowiem ludy (Sarmatowie i Niemcy) podzieliły się niejako imieniem owem (Suewi i Slowi) tak, iż u nas (Niemców) zyskało nazwisko Suewów znaczenie szczególne, a u naszych sąsiadów miano Słowian uogólniło się.
Że się wzajemnie Sv. i Sl. krzyżowało, na to wskazują snadź wyrazy następujące: suadus ήδύς suadvis, gdzie sv przeważa, a znaczy tyle, co sl. Tu należy porównać starosł.: sladk', czeskie sladky, polskie słodki. Inne miejsce naznaczają spółgłosce L litewskie saldus, lettońskie sàlds. Mają się one do siebie podobnie jak dulcis do γλυχύς, które że są spokrewnione sobie (równie jak γλεύχος i δεύχος, glubok, dlubok) wątpić o tym nie można. Naodwrót przypuścić trudno, ażeby wyrazy dulcis i slad'k były sobie spokrewnione. Czy dulcis poszło z udcis, vudcis, svudcis, sludcis? śledzić proszę.
Odpowiada też anglosaks. suate vestigium, fryzońskie svethe, swithe terminus, starosłowiańskiemu slied vestigium, (gdzie rozważ sl), pols. ślad, czesk. śled, (porównaj z tem staropółnocny wyraz slódi, callis). Wreszcie nie należy o tem wątpić, że się jeszcze inne pokażą przykłady, na dowód owego krzyżowania się wzajemnego SV. SL. (porównaj też suovitaurilia z solitaurilia).
Któryż z dwóch tych kształtów dawniejszym jest, lub się być zdaje? Ponieważ w sanskrycie są wyrazy svapnas i suadus; ponieważ wyraz swoboda coś szlachetniejszego znaczy i więcej się do wyrazu svoi zbliża, aniżeli sloboda; ponieważ w historycznych pomnikach suevus prędzej, a slavus później występuje: powiedziałbym przeto, że v. (sv) jest starożytniejsze. Z przydechowej spółgłoski powstaje miękka, z S. płynie R. Przeciwnie, L jest znowu starszem od I lub U, w które, jak to romańskie, niderlandzkie i serbskie narzecze pokazuje, przeszło.
Dotąd p. Grimm. Rozważmy jego słowa. Uderza w tej rozprawie naprzód ten szczegół, że Germanów nazwa, jak sie tego w Pierwaszych dziejach Polski i Litwy dorozumiewaliśmy, nietylko Niemcom, lecz i Swewom owym czyli Słowianom służyła; powtóre, że Wenedów miano miało wyłącznie Niemców oznaczać, na co według tego, co w tej mierze p. Szaffarzyk szeroce powiedział, przystać nie możemy. Lecz szczegół ten (o niemieckości Wenedów) niczem zresztą przez uczonego Niemca nie poparty, zostawiam do rozwagi temu, który gruntownie rozważywszy go niegdyś, zahaczył nim i o nasze dzieje. Wiadomo bowiem z Pliniusza (pisał r. 79 po Chr.) i Tacyta (pisał o Wenedach w swej Germanii r. 97 po Chr.), że już w pirwszym po Chr. wieku mieszkali nad morzem Bałtyckiem Wenedowie, przesiedliwszy się tu zza Karpat w czasach przedhistorycznych; lubo p. Bielowski usiłuje dziś dowieść, że dopiero Trojan Cesarz rzymski przerzucił ztamtąd w przedkarpackie strony słowiańskie ludy. Potrzecie, uderzają w rzeczonej p. Grimma rozprawie sami Swewowie, których pierwszy dał nam dokładnie poznać Juliusz Cezar, a po nim Tacyt, w Rocznikach (annales) swoich i w dziele noszącym napis: Germania. Dziejów ich, będących niby wstępem do historyi słowiańskich ludów, nowo po p. Szaffarzyku napisać się mających, dotknę pokrótce.
W czasach przedhistorycznych po dwakroć głównie wyległa przeludniona Indya, wysyłając roje mieszkańców swoich na zachód, w przerwach kilku lub kilkunastu, a może kilkudziesiąt wieków, by wdarłszy się do wewnątrz Europy, nowem w niej ożyły życiem. Naprzód wyruszyły ludy występujące później w historyi pod nazwiskiem: Celtów, Scytów i Sarmatów, które usadowiwszy się na zachodzie i wschodzie, wsiąkły z czasem w massę romańskich i słowiańskich pokoleń, nie rozwinąwszy do cała swej cywilizacyi, czyli nie uzyskawszy i nie zostawiwszy po sobie nie mówię literatury, lecz nawet i piśmiennictwa jakowego bądź.
Za nimi, snadź przez Azyą mniejszą, udały się morzem ludy te, które z czasem pod mianem Słowian, a za temi w te tropy, a może wcześniej albo później, lądem przez Tataryą i Persyą postąpiwszy ku Wołdze, tak później nazwani Niemcy, pociągnęli ztąd ku Szwecyi; zkąd następnie, zaległszy dzisiejszą Danią, posuwali się ponad morzem ku Renowi, i tak z Celtami się i Słowianami zetknęli.
Domysł mój o takiej wędrówce ludów opieram na Tacycie, który zza morza wyprowadza obrzędy relig. Suewów; tudzież na tej okoliczności, że gdy dalej na zachód posuwać się chciały swewskie ludy, wtedy zastąpiwszy im przeważający w tych stronach Galowie (Celkowie), nietylko ich do odwrotu zmusili, lecz nadto odpierali ich ciągle od Renu ku hercyńskim górom, które też za czasów Tacyta, głównym się stały na zachodzie krańcem swewskiej rzeszy, sięgającej w linii prostej ku Dunajowi rzece. Snadź w ujście rzeki tej wpłynąwszy pierwotnie tak później nazwani Swewowie (Słowianie), mieli ją odtąd w ciągłem posiadaniu, i dotąd mają. Tymczasem przez ujście Renu, w głąb dzisiejszych Niemiec, zapuszczając się owa rzesza, która niegdyś ponad Wołgą, Wołchowem i Newą, rzekami ku Szwecyi zdążała, zetknęła się również w swym pochodzie z Galami. Wtedyto snadź złączona w jedno polityczne ciało tak z temiż Galami, jak i Suewami, zasłynęła po raz pierwszy pod nazwą Germanów. Swiadczy o tem samo nazwisko rzeszy (Germani, wyraz celtycki), świadczy Juliusz Cezar, który o władztwie Galów w Germanii, według dawnych pomników wspomina, nie powiadając wszakże nic o tem, czy rzeczeni Galowie wtedy lub później swój druizm, wielce następnie u Litwinów rozgałęziony, zaszczepili w północnych Niemczech. Atoli Swewi odjąwszy z czasem przewodnictwo w rzeszy Galom, i samych za Ren odparłszy, gdy ścigając ich coraz się dalej w głąb ich kraju posuwali, i gdy tak zetknęli się z władnącemi tu podówczas Rzymianami, zostali z czasem za powództwem tychże Rzymian nietylko z Galii wyparci, lecz nadto wyzuci z władzy nad rzeszą germańską. Władzę tę przywłaszczywszy sobie odtąd Niemcy, w długie ją wykonywali wieki. Niżej oni stojąc od Słowian w cywilizacyi, przewyższali ją tęgością charakteru. Powodem tego była styczność ich ciągła z północnym barbarzyństwem, tudzież ostry klimat zamieszkiwanej od nich w Europie strefy ziemskiej: gdy przeciwnie Słowianie, w rozkosznych niegdyś nad Dunajem przemieszkując krajach, i z oświeconą Grecyą stosunki mając, wcześnie złagodniawszy, nie mogli mieszkających w Germanii swych spółbraci Suewów również zahartowanych ludem zasilać, jakim naodwrót swoich Niemców zlodowaciała zasilała Szwecya. To właśnie ułatwiło z czasem Niemcom zwycięztwo nad Suewami, zwłaszcza po rozpadnieniu się rzeszy tychże za sprawą Rzymian: po rozwinięciu u siebie feudalnych, od tatarów snadź w przechodzie swym z Azyi do Europy przejętych stosunków, i po urządzeniu sobie sprężyście wykonywanych rządów monarszych, na czem rzeczonym Suewom, rządzącym się patryarchalnie, zupełnie zbywało. Szeroce się nad tą rozwiodłszu rzeczą w Pierwotnych dziejach Polski i Litwy, spuszczam ją tu z uwagi, a natomiast dotknę, jak zapowiedziałem, Swewów, i styczność ich dziejów z dziejami Niemców wykażę.
Ten z wodzów rzymskich, którego słusznie Napoleonem starożytnego świata nazywać się, godzi; ten który przekroczywszy z bronią w ręku Ren rzekę, zapuścił się pierwszy w głąb Germanii: ten mówię, wojując Niemców, usłyszał od nich o Swewach to zdanie, że oni są jedynym na ziemi ludem, którym nikt, bogów nieśmiertelnych nie wyjąwszy, podołać nie jest w stanie, i że ich tylko, a nikogo więcej, nie obawiają się germańskie ludy.
Struchlał na te słowa zwycięzca Galii, nie wziął ich, jakby się zdawać mogło, za bezbożną przechwałkę, i owszem rozmyślać zaczął nad przyszłym losem swej rzeczypospolitej, za panią wszystkich na zachodzie i wschodzie położonych krajów dotąd uchodzącej. Aż dotąd bowiem były na ziemi dwa niejako światy: rzymski i barbarzyński, z których pierwszy panując nad narodami najucywilizowańszemi, sięgał po władzę nad resztą ziemskiego padołu, a drugi odpychał tę władzę i wolności swej bronił, chociaż daremnie. Bo gdziekolwiek zatknęły swe orły legiony rzymskie, nikt się tam z wolnością nie wybiegał, i musiał uledz pod ich szponami, będących godłem zwycięzkich hufców plemienia, które niegdyś wykarmiła swym mlekiem wilczyca na ujarzmiciela narodów. Teraz atoli miała się zmienić postać rzeczy. Miał świat rzymski (myślał Cezar) przejść pod panowanie barbarzyńców, i niby obumarły olbrzym, stać się puścizną młodzieńczego ludu, który w cnoty i w męztwo ozdobny, ochoczo występował do walki z pogromcą świata, a tem straszniejszy był dla niego, im bardziej z sił moralnych słynął. Łatwo przewidywał wódz rzymski trudnośc walki z ludem, który będąc jednolitym, brał się w zapasy z wojskiem, z różnych przeciwnych sobie narodów zlanem. Narody te, jak pomyślny los jednoczył, tak przeciwny mógł rozproszyć łatwo. Chcąc więc uniknąć nadal nieszczęścia, należało Rzymianom, po odparciu jakkolwiek pierwszego napadu ze strony Swewów, wziąć się do przebiegów, i raczej im, niż orężowi zaufać. Należało próbować, czy się nie da zwichnąć dotychczasowego stanu politycznego swewskiej rzeszy: czy nie można skazić obyczajów ludu, zaszczepiając w trzeźwym dotąd narodzie pijaństwo, wystawnością go i wygodami życia zarażając. I udało się to wybornie wojującym po Juliuszu Cezarze ze Swewami Rzymianom.
Na sto powiatów dzieliła się rzeczpospolita swewska, z których każdy rok rocznie wystawiał po tysiącu wybrańców do wojny, zaopatrywanych w potrzeby przez resztę pilnujących roli mieszkańców. Tych po upływie roku, luzowali w służbie wojskowej wiejscy pracownicy, a wojacy szli znowu do roli, i na stotysięczną ową gromadę wojujących pracowali spółbraci. Czoło wojska stanowiła piechota, jazda znaczyła mniej. Ta dosiadając rumaków oklep (za hańbę poczytywali sobie Swewowie używać siodeł) łatwo zeskakiwała z koni, by stawać i walczyć w szeregach piechotnych: czem właśnie najwięcej łamała rzymskie szyki, w okamgnieniu napełniając przerzedzone od ich oręża piechotników swych kupy. Taki porządek rzeczy chcąc zwichnąć, zachęcali Rzymianie znakomitych obywateli swewskich do przywłaszczania sobie królewskiej godności, przyrzekając im, jeżeli się rzecz nie uda, brać ich pod swą obronę i dać przytułek u siebie: a znowu naród swewski umacniali w wierności ku formie republikańskiego rządu, obiecując mu szanować ją, jeżeli z Rzymem trzymać będzie. W przeciwnym razie grozili, że wypuszczą na wolność trzymanego w swych prowincjach pod strażą tego lub owego zrzuconego z tronu króla, i wsadzą go powtórnie na królestwo. Taką komedyą odegrał z Marobudem (słowiańskie oczywiście miano) i Katualdą Tyberyusz, a z Wanniuszem (słowiański Waniek, Wanko) Klaudiusz Cezar; i znowu tegoż Marobuda tudzież Tudra (Tudor, słowiańskie miano) potomstwo osadził na tronie swewskim Trojan. Przyczem zauważył Tacyt, że władza i potęga tych królów wypływała od Rzymian, którzy ich wspomagali częściej pieniędzmi, niż wojskiem.
Tego samego fortelu, by osłabiać Słowian, używali w dalszym następstwie Rzymian, byzanccy cesarze i Niemcy. Panujący w VI po Chryst. wieku w Carogrodzie Maurycy mówi, że ponieważ królikom ulegają niektóre słowiańskie ludy, wypada z polityki kłócić między sobą ustawicznie królików tychże, a mających wziętość u narodu przyciągać na swoją stronę; przestrzegając pilnie, by sie nigdy nie schadzali na wspólne obrady, lub nie uznali nad sobą władzy jednego
. Wiadomo z dziejów, że cesarze niemieccy nasuwali Słowianom nadbałtyckim myśl tworzenia u siebie królików i książąt, że namawiali ich, aby republikańskie zachowywali rządy, a usuwali się od uznawania nad sobą władzy królów polskich.
Zatrwożył się wielce Juliusz Cezar, gdy mu o Swewach i to doniesiono, że oni tylko po to wpuszczają do siebie kupców rzymskich, ażeby im odkupowali zdobycz zabieraną na wojnie, surowo im zresztą zakazując wnosić do swego kraju jakiebądź towary, a mianowicie też nie wprowadzać wina: gdyż, mniemali, że trunek ten osłabia ciało i zniewiściałem je czyni
. Z tej jego bojaźni mógł sie uśmiać serdecznie znawca ludzkiego serca, skoroby, jak to uczynił Tacyt, zauważył że nic łatwiejszego jak rozpoić lud młodzieńczy, i że skoro taki raz zakosztuje trunku, a mieć będzie napoju ile zapragnie, wtedy niemniej go łacno można kuflem jak orężem zwyciężyć
. I dokazali tego Rzymianie w przeciągu lat kilkadziesiąt po Cezara śmierci. Jakoż wierutnemi się wnet stali Swewowie, i wszyscy Germanowie, pijakami. Tenże sam Tacyt, który owe słowa wyrzekł o germańskich ludach (w dziele, które r. 97 po Chr. pisał, co przypominam), obszernie pijatykę ich opisał, podobnież się w tym względzie, jak nasz Kitowicz, tudzież Ignacy Krasicki, o dawnych Polakach wyraziwszy. Posłuchajmy co o tem mówi:
Przetrwać cały dzień i noc na pijatyce, nie masz wstydu: wszakże takowy przelej daje do zwad okazyą, i rzadko sie na przymówkach bez krwi rozlania i zaboju kończy. Bywa i to, że sie podczas bankietów czynią przeprosiny, szykują małżeństwa, stanowią magistraty (urzędy), układa wojna i pokój: jakby w żadnym innym czasie ani sie umysł do rzeczy potocznych lepiej nie otwierał, ani do wielkich zagrzewał. Swobodne żartów stołowych bezpieczeństwo wynurza najskrytsze tych ludzi prostych i nieobłudnych tajemnice. Nazajutrz roztrząsają potrzeźwu, co wczoraj w pełności wylanego z trunkiem serca ułożyli
.
Nadmienić atoli muszę, że wyjąwszy pijaństwo, w niczem zresztą Niemcy nie nasladowali Swewów. Osobliwie też pociąg do wystawności i strojów, tudzież język swewski, znajdował u nich tęż samą, co słowiański w dzisiejszych Niemcach odrazę. Albowiem sami tylko Łęczanie (Ligii) z całej germańskiej rzeszy nosili się i mówili po swewsku. W czem nic dziwnego: gdyż tego samego, co oni, tojest tak później nazwanego słowiańskiego pochodzenia byli. Za czasów Juliusza Cezara nie znali Swewowie żadnych piększydeł, skórami się dzikich zwierząt odziewając: przeciwnie za czasów Tacyta pilnie chodzili około trefienia włosów. Co lubo według niego nie dla ponęt miłosnych czynili, jak raczej, żeby idąc do boju roślejszemi i okropniejszemi w oczach nieprzyjaciół wydawali
, jednakże sama ta okoliczność, że się wielce ubiegali za tak błahą rzeczą, dowodzi, iż musieli i około ubiorów chodzić troskliwie, i że już wówczas objawiał się u przodków naszych ten pociąg do strojów, który nas dotąd gubi.
To jednakże nie miało, jak rzekłem, u Niemców miru. Zostawili oni stroje, równie jak wiele innych a szkodliwych zwyczajów Słowianom wyłącznie, w niczym ich, prócz pijaństwa, nie naśladując. Atoli i pijatyka dawała się poskramiać, gdy władza rządu w niemieckich zostawała rękach, przez którą w każdym przypadku mogli nadać taki kierunek cywilizacyi, jaki im polityka doradzała uczynić. Tą powodując się, nakierowali z czasem cywilizacyą tak Swewów, jak w ogóle wszystkich władzy swej uległych Słowian, na swój sposób, tą samą obawą, co niegdyś Rzymianie przejęci snadź będąc. Wygody życia wzięła sobie ta cywilizacya za godło, czem aż do samego rdzenia narodu, do ludu mówię, przedarła i przedziera.
Zdziwiony wielce zostałem rozmową, jaką niegdyś miałem z parobkiem polskim koło Kent, miasta w cyrkule wadowickim w Galicyi austriackiej położonego; tudzież z goralem tatrańskim, zamieszkałem we wsi Szczawnicy, z wód mineralnych słynnej. Pytałem pierwszego, kogo więcej lubi: rodaka czy cudzoziemca? Odpowiedział mi że woli Niemca, któremu dziś służy, gdyż dobrze masłem okraszone jada u niego krupy, nawet w dni postne; a przwciwnie Polak, u którego dawniej służył, kazał mu jeść w piątek jarzynę przyprawioną olejem. Drugi na toż samo pytanie odpowiedział mi, że Polaka woli, z przyczyny, że Niemcy nie jadają z olejem nawet w Wielki tydzień. Słyszącemu mi to przyszły na pamięć Tacytowe słowa. Niechno (pomyślałem) zakosztuje goral niemieckiej strawy, będzie i on podobnie śpiewał, co ów parobek zpod Kent! Mniemam, że się nie mylę.
Zakończę ten artykół uwagą, że po wielu przmianach losu, o których mi teraz mówić ani czas, ani zakres tego nie dozwala pisma. Swewowie zszedłszy na Szwabów, poszli w pogardę nie tylko u Niemców, lecz i u Słowian. Dotąd albowiem gmin słowiański nazwisko Szwab pojmuje szyderczo, a niemiecki bierze je dziś nawet w znaczeniu takiem, jakie niegdyś do imienia Mazur przywiązywaliśmy. Nie zważając na to, co gmin mówi, który zawsze i wszędzie był i będzie sobie podobny, wartoby się zastanowić nad źródłem obelżywości miana, które nietylko wzgardy nie przyniosło nigdy naszemu i niemieckiemu imieniowi, lecz nawet było i jest jego zaszczytem. Bo wiadomo z dziejów, że cokolwiek się kiedy znakomitego pojawiło w Niemczech, od Swewów to czyli od Szwabów poszło, lub zostawało z imieniem ich w bliskiej styczności. Że jeden na to przytoczę przykład: któż tego nie wie, że w okolicach Renu, a więc w pierwotnych siedzibach swewskich, porodzili się Göthe i Szyller? Dobrze ktoś powiedział, że nietylko czujemy, lecz i udajemy wzgardę; okazując drugą tym szczególnie, których się obawiamy lub zazdrościmy im sławy; że obelga biorąca swój początek z przesądu, przybiera następnie pozór prawdy, i tym więcej ma wiary, im bardziej się oddala od źródła, z którego wyszła pierwotnie; a traci na wziętości, i znów uronioną odzyskuje sławę, im bardziej się wyświeca rzecz, i we właściwym przedstawia świetle. Dobrzeby uczynił, gdyby się kto zajął szczegółowym rozbiorem przedmiotu o który, że tak powiem, zawadziliśmy tu mimochodem. Znalazłoby się na to wiele zasobów w źródłach, które chętniebym wskazał chcącym obeznać dokładnie naszą publiczność z starożytnemi, a blisko obchodzącemi pierwotne dzieje Polski Swewami.