Sobótka - Tradycja - Popiół z Lachów


Sobótka

Sobótka.

Uro­czy­stość lu­dów sło­wiań­skich, zna­na w róż­nych ple­mio­nach pod róż­nemi naz­wami. Się­ga naj­daw­niej­szych cza­sów, a w nie­któ­rych stro­nach trwa do­tąd. Przy­pa­da­ła 24. Czerw­ca. Miesz­kań­cy jed­nej lub kil­ku osad, gro­ma­dzi­li się w pew­ne miej­sce, nak­ła­da­li wiel­ki o­gień, tań­czy­li oko­ło nie­go, śpie­wa­li, czy­ni­li roz­ma­ite wróż­by, to ska­cząc przez pło­mień, to wian­ki na wo­dę pusz­cza­jąc. By­ły to ist­ne sło­wiań­skie ig­rzy­ska, lub świę­to og­nia odzia­ne uro­czy­stą ta­jem­ni­czoś­cią re­li­gii, i ca­łym uro­kiem po­ezyi. Po­ją­łem ją w tym du­chu, i wys­ta­wi­łem w ni­niej­szej po­ezyi. O So­bót­ce wspo­mi­na­ją na­si kro­ni­ka­rze; z po­wo­du So­bót­ki są pieś­ni Ja­na Ko­cha­now­skie­go, któ­re jed­nak przez naś­la­dow­nic­two cu­dzo­ziem­skiej li­te­ra­tu­ry, nie da­ją o niej żad­nego wy­ob­ra­że­nia. Je­szcze jed­na uwa­ga wzglę­dem So­bót­ki nie bę­dzie zby­tecz­na. Zda­je się, że So­bót­ka, w cza­sach przy­naj­mniej póź­niej­szych, zna­czy­ła to sa­mo, co dzi­sie­jszy ob­cy wy­raz wi­gi­lia. So­bo­ta by­ła dniem po­prze­dza­ją­cym naj­więk­sze świę­to, ja­kiem jest nie­dzie­la, wca­le więc lo­gicz­nie naz­wa­no dzień przed mniej­szemi świę­tami So­bót­ką, czy­li ma­łą So­bo­tą, mniej­szych uro­czy­sto­ści.

Seweryn Goszczyński

Źródło: Sobótka (1852).


Obchód Sobótki w pow. Lubelskim.

Świę­to So­bót­ki trwa od wi­gi­lji św. Ja­na aż do śś. Pio­tra i Pa­wła włącz­nie. W dzień św. Jana słoń­ce się ką­pie, w dzień zaś śś. Pio­tra i Pa­wła - "igra," tj. na słoń­cu coś się mi­ga. Na drzwiach obór w dzień św. Jana ro­bią kre­dą krzy­że dla odpę­dze­nia cza­rów, strze­cha zaś każ­de­go do­mu, gdzie jest dziew­czyna do­ro­sła, bywa przy­oz­do­bio­ną by­li­cą i ło­pia­nem. Stro­ją też dnia te­go krzy­że i fi­gu­ry świę­tych wian­kami z bła­wa­tu (cha­bru). Pow­sze­chne je­st mnie­ma­nie, że je­że­li Ja­sio się roz­pła­cze, tj. dnia tego deszcz spa­dnie, to bę­dzie pła­kał aż do św. Ur­szu­li, chy­ba że w Na­wie­dze­nie M. B. (2 lip­ca) za­błyś­nie po­go­da. Do­ty­kać ka­pu­sty w tym dniu zna­czy ska­zać ją na usch­nię­cie.

O kwie­cie pa­pro­ci opo­wia­da­ją, że kto go znaj­dzie, wszel­kie bo­ga­ctwa i szczę­ście po­sią­dzie, ale zna­leźć go tru­dno, i trze­ba na to śmiał­ka nie­la­da, bo pocz­wary pie­kiel­ne strze­gą go i wszel­kie­mi spo­so­bami prze­szka­dza­ją do zer­wa­nia. Znać wszak­że prze­ni­ka­nie "pos­tępu" i do lu­du na­sze­go: bo oto, nie ma­jąc ocho­ty do wal­cze­nia ze stra­szy­dłami po­śród la­su, bio­rą się nie­któ­rzy na spo­sób, i po za­cho­dzie słoń­ca, wy­ko­pa­wszy w le­sie krzak pa­pro­ci, przy­no­szą go z zie­mią do do­mu i sie­dzą osa­mot­nieni nad nim do pół­no­cy, na­tu­ral­nie bez skut­ku! Twier­dzą, że kwiat pa­pro­ci jest ko­lo­ru żół­tego. Sam ob­rzęd So­bót­ki od­by­wa się w nas­tę­pu­ją­cy spo­sób: O zmro­ku w wi­gi­lję św. Ja­na scho­dzą się na umó­wio­nym ugo­rze, lub na roz­dro­żu chłop­cy i dziew­czę­ta, zwa­ne so­bot­ni­ca­mi. Chłop­cy uk­ła­da­ją stos z tar­ni­ny i chrós­tu z pło­tów, a dziew­czę­ta go pod­pa­la­ją. Nas­tęp­nie chłop­cy sto­ją po jed­nej stro­nie og­nia, a dziew­czę­ta po dru­giej i po­czy­na­ją wszy­scy śpie­wać:

I.

Rozpalił nam Pan Bóg tarninowy ogień, Do tego ognia wszyscy się Święci schodzili, tarninowy ogień palili. Tylko nom nie stało jednego świętego, Poseł na granicę strzec na carownicę. Tylko nam jednę carownicysko zławili, w tarninowy ogień wsadzili. Goraj ze, goraj, carownicysko, Za ludzkie krówki, za nase mlecko. Goraj ze, goraj, na innych wołaj: to-to-to!

II.

Zielona konopka we lnie stajała, zielona bujała. Nie dał ci jej bujny wiaterek Zielonej konopce we lnie stajaty, We lnie stajaty, zielono bujaty. Nie dał ci jej mołody Jasięjko Mołodej Marysi u mateńki być w wionku chodzić.

III.

Nasieję ja sobie lnu drobniusięjkiego, Ubierę ja sobie Jasięjka swojego. Usyję ja jemu kosulkę po pięty, Wyprawię ja jego na wygon z cielęty. Na nięm kosnlęjka, jak biel bielusiejka, Jak biel bielusiejka, taka cieniusięjka. Nie matka ją dała, nie siostra ją prała: Nadobna Kasięjka złotem wysywała!

IV

W polu daleko, Na boru syroko, Tam panny były Ogród grodziły. Ogród grodziły, Leliją sadziły: "Rośnij, lelija! Wyżej niz ci ja.

Pojedzie tędy Młody (na) oględy. Lelii urwie, Lelija zakwnie, A ja przyskocę, Wrotka odtocę, Potocę za niem Wionkiem rucienem.

V

W polu daleko, Na boru syroko: Tam gdowy były, Ogród grodziły; Ogród grodziły, Leliją sadziły: "Rośnij, lelija, Wyżej, niz ci ja!

Pojedzie tędy Młody oględy. Lelii urwie, Lelija uschnie, A ona przyskocy, Wrotka odtocy, Potoey za niem Białym kamieniem!"

VI.

Tocy mi się, tocy baryłecka z góry, Tam-uj do Józwa, do nowy komory. Marysia myślała, ze koziełek stąpa, A to ji kochanecek talarami brząka. Stąpnie na gałązkę, gałązka się zegnie, A z ty ci gałązki listecek opadnie. Idź-ze ty, listecku, na syrokie strony, A ty se, Jasięjku, sukaj sobie zony!

A gdzie ja ji będę, nieboracek, sukał? - Zastukaj, zapukaj, w nowe okienecko! Zastukał, zapukał w nowe okienecko, A Kasięjka wysła, rącęjka mu dała: -Witaj że, Jasięjku, dawnom cię widziała.

VII.

Stoi nom trześnia w polu, Nie dalecęjko boru. Tam-oj Jasięjko graje, Konikiem wywijaje. "Nie graj, Jasięjku, nie graj, Konikiem nie wywijaj! Juz Marysia nie twoja, Juz Mołoda nie twoja! I polubiła insego, Sto razy grzecnięjsego!"

VIII.

Tam-oj u Pawła gęsty sad, Nie przeleci lady ptak. Tam się chłopcaki schadzały, Na gorzałkę się składały. A najwięcej Jasio dał, Bo się Marysi zalecał. A ten Wojtusio nic nie dał, Bo powiadał, że nic nie miał.

Po ós­mej pio­snce nas­tę­pu­je tzw. wy­trzą­sa­nie pcheł, co się od­by­wa w nas­tę­pu­ją­cy spo­sób: sta­je dwu chłop­ców je­den po jed­nej stro­nie og­nia, a dru­gi po dru­giej; bio­rą dziew­czy­nę lub chłop­ca i prze­rzu­ca­ją przez ogień, i to się dzie­je do­tąd, do­pó­ki in­ni ich sa­mych w ogień nie wepch­ną. Nas­tę­pnie znów śpie­wa­ją:

IX.

Cyja to tam broda - Chodzi kole ogroda? Wylazła na płot - Wyjadła nąm groch? Złapmy tę brodzisko - Rzućmy na ogienisko, Niech gora ta brodzisko - Niech zgorzeje wszystko! Świętego Jana ranięjko, Niesła dziewcyca piwęjko.

Zkąd że go niesla? z piwnice, Cęstowała dziewcyce. Dziewcyce piwa nie piły, Bo sie chłopcaków wstydziły, Nalepiej to jednego, Jego Jasiunia grzecnego.

Po­tym dziew­czy­ny bio­rą się za rę­ce, ro­biąc ko­ło, i sia­da­ją nie­da­le­ko od og­nia. Je­dna z nich zbie­ra tra­wę, ob­wią­zu­je ją oko­ło ki­ja i sia­da wpoś­rod­ku in­nych. Uda­jąc, że przę­dzie tra­wę, drze­mie, a towa­rzysz­ki śpie­wają:

X.

Siedzi drumla pod kądzielą, A ludzie się z niej śmieją. Drumla na to nie pytała, Pod kądzielą zadrzymała. , Wstoń-ze, drumlo, z pod kądzieli, Bo się ludzie z ciebie śmieją!

Wszy­scy wsta­ją z miejsc, tak chłop­cy, jak i dziew­czę­ta bio­rą się za rę­ce, i ska­cząc okrą­ża­ją Ogień trzy ra­zy w jed­ną i trzy ra­zy w dru­gą stro­nę, po­czym roz­cho­dzą się do do­mu.

Pa­le­nie So­bót­ki od­by­wa się nas­tęp­nie co wie­czór, o ile po­go­da poz­wa­la, aż do Św. Pio­tra i Paw­ła. Nad­mie­nić na­le­ży, że pa­le­nie og­ni świę­to­jańs­kich, uwa­ża­ne tu jest je­dy­nie, ja­ko za­ba­wa przez sta­ry zwy­czaj prze­ka­za­na.

R. L.

Źródło: Wisła 1892.