Potyczka orła z łasicą.
Kilku szkockich żniwiarzy zajętych koszeniem, postrzegło pewnego dnia orła krążącego nad wysokimi górami otaczającymi wązką dolinę, na której stali. Uderzyło ich coś szczególnego w jego locie. Miotał skrzydłami gwałtownie i prawie konwulsyjnie; zdawał się być przejęty wielką trwogą, a lubo ciągle wzbijał się nader szybko, koła jego lotem zakreślone , co chwila się zmniejszały; znikł im na czas niejaki z oczu, lecz wkrótce postrzeżono go lecącego lecącego prostopadle do ziemi, jak jakie ciało spadające. Szybkość jego upadania nieco tylko zwalniało rozwijanie się skrzydeł.
Jak tylko dotknął się ziemi, ludzie i dzieci zbiegły się chcąc go złapać i bliżej mu się przypatrzyć. Mniemali że go kula ugodziła; lecz jakże się zdziwili, widząc wychodzącą z pod niego wielką łasicę z czarnym ogonem. Obróciła się z szyderską niedbałością, cechującą to zwierzę, stanęła na tylnych łapkach, przednie założyła na pyszczku, i spokojnie przyglądała się żniwiarzom. Wreszcie znikła jak cień w pobliskim lasku. Wreszcie orzeł tarzał się omdlały w krwi własnej. Nie miał żadnego śladu strzału, nie kto inny więc jak łasica życia go pozbawiła. Wpiła się pazurami w nieszczęsnego orła, który chcąc się od niej uwolnić, wyniósł w górę nędznego, lecz niebezpiecznego nieprzyjaciela.