Na Gody - Maria Konopnicka - Popiół z Lachów


Na Gody.

Pokiwali matuś głową, Popłakali mało wiele, Dali czapkę barankową, Tatusiową kamizelę...

Dali łapcie z łyka szyte, Za pazuchę kromkę chleba: «Idźże, Jaśku, w świat szeroki, Na wschód słonka, na wschód nieba...

Jeszczeć bym ci w chacie rada, Zbierzesz chrustu, dźwigniesz wody... Ano kiedyż ci do ludzi, Jak nie teraz, nie na Gody?...

A gódźże się w dobrą chwilę, W dobrą chwilę i godzinę, Po wszelakiej należności, Choć za zgrzebną koszulinę.

A gódźże się u bogacza W dobre słowo, w dobrą wiarę; Jak przesłużysz, co się patrzy, Da ci może buty stare...

A nie wracaj do chałupy, Aż wyrośniesz mi z pastucha, Aż wysłużysz na grzbiecinę Siaki taki szmat kożucha!»

«A i długoż mi, matusiu, Na te buty służyć w świecie?» «Aż cię, synku, bieda zgryzie, Aż cię praca w dół przygniecie.»

«A i długoż mi, mateńko, Na ten kożuch służyć trzeba?» «Aż cię Pan Bóg dojrzy, synku, Z wysokiego swego nieba!»

Idzie Jasiek po ścieżynie, Co się spojrzy, to ją minie; Co się spojrzy, to się smuci — Albo pójdzie, albo wróci...

Stara wierzba, jakby żywa, Gałęziami za nim kiwa; Czegoś skrzypi, czegoś biada, Dziw, do niego nie zagada —

Oj! nie użył Jasiek w chacie Ani wczasu, ni swobody... Ano — kiedyż mu do ludzi, Jak nie teraz, nie na Gody?...

Maria Konopnicka